Ameryka to nie jest kraj dla starej soi

Tak mi się nawiązało do mrocznego thrillera braci Coen zatytułowanego „To nie jest kraj dla starych ludzi”, w którym postrachem był pewien psychol eliminujący swoich przeciwników aparatem ubojowym dla bydła.

Uprawa soi, plakat filmuW filmie chodziło o to, że psychol chciał odzyskać kasę należącą do mafii i pochodzącą z handlu narkotykami, a którą przypadkowo znalazł pewien farmer na pustyni. I tyle jatki dla kasy ! A co dzieje się, gdy inny mąciciel, dla swojego ego, władzy i pieniędzy, wdaje się w nieprzemyślaną wojnę handlową z poważnym przeciwnikiem ? Może nikt nie biega w niej z aparatem ubojowym, ale trup też ścieli się gęsto. A mowa dzisiaj będzie o amerykańskiej soi uziemionej przez chińskie restrykcje w odwecie za wojnę handlową, którą wywołał Trump. Na pomysł tego tekstu wpadłem czytając New York Timesa.

Uprawa soi, New York Times źródłem informacjiSoja potrzebna od zaraz

Ci co znają się na rzeczy wiedzą, że obecnie mocno dyskutuje się o przyszłości soi w żywieniu zwierząt: drobiu i trzody chlewnej, która okazuje się być niebagatelna i nie do zastąpienia. Owszem, pojawiają się jacyś ludzie, którzy zamiast soi każą jeść świniom gorzki rzepak i inne takie, ale dajcie spokój….kto będzie to zjadać ? Moja córka jest wegetarianką, może ona zje rzepak, ale też nie koniecznie, a soję za to wcina i pije. Tak samo młode świnie nie obędą się bez odżywczego białka zawartego w soi lub jej produktach. Poza tym problemem jest nadchodzący zakaz upraw GMO, co jest dość głupie, bo właśnie w uprawach GMO widzę raczej szansę dla rolnictwa w zwariowanym i szybko zmieniającym się klimacie. Geny to nie bakterie, nie wskoczą na nas ot tak, a raczej będą strawione (w postaci soi transgenicznej) i przetworzone na składniki mleka, jaj czy mięsa. Ślad po nich zaginie. No ale cóż..skoro są ludzie, którzy uważają że nie należy się szczepić, to co poradzimy ? Poza tym jesteśmy ślepi, bo jedną ręką szeroko korzystamy z technologii GMO w medycynie, a w przypadku rolnictwa udajemy, że to samo zło. Ale nie o tym chciałem dzisiaj pisać. Wracając do meritum sprawy, soja (obojętnie czy GMO czy NO GMO) jest bardzo potrzebna jako surowiec do produkcji pasz dla trzody i drobiu. Czy to oznacza, że każdy kto produkuje soję na dużą skalę może spać spokojnie i dyktować warunki ? Jeśli wykonuje swoją robotę dobrze i rzetelnie to tak, ale jeśli pojawia się na horyzoncie jakiś „lewus” uwielbiający gładkie słówka i uprawia swoją politykę głównie cudzym kosztem, to nie. Wtedy pojawiają się poważne kłopoty i właśnie takie mają od kilku miesięcy farmerzy uprawiający soję w USA. Czasem nawet gigant przewróci się o własne nogi.

W Dakocie farmerzy zmieniają krajobraz

Uprawa soi..a od siedzenia na krawędzi krzesła bolą ich tyłki, tak samo palce w których z nerwów obgryzają paznokcie. Wszystko z powodu tego, że po dwóch dekadach ogromnej prosperity na soję, którą sprzedawano przez Pacyfik do Chin, aby żywić chińskie kurczaki i świnie oraz wytwarzać olej dla ludzi, nadeszła katastrofa, która z siłą tsunami zmiotła amerykańską soję z chińskiego rynku i jej sprzedaż na tym kierunku zmalała o ponad 95 % ! Stany produkują soję o wartości 26 bilionów dolarów rocznie, a ponad połowa trafiała do Chin. Wielki upadek nie wydarzył się z powodu tego, że soja się nie sprawdziła, ale zaistniał dlatego, że Amerykanie sami sobie wyrządzili tę szkodę, a konkretnie Donald Trump, który machając szabelką wyruszył na wojnę handlową z Chinami. Państwo misia Pandy obłożyło więc amerykańską soję cłem w odwecie i biznes się zakończył. Farmerzy w Dakocie Północnej i Południowej zaczęli magazynować soję w silosach, a gdy te się przepełniły, w innych magazynach, a na koniec układali ją w wielkich skarpach wprost na ziemi, a potem przykryli je plandekami. W ten sposób na płaskim terenie zaczęły tworzyć się góry soi – najwyższe punkty w tych stanach. Właśnie zakończył się okres żniw, a soja bardzo obrodziła, co tylko spotęgowało negatywne skutki. Dakota słynie z głów 4 prezydentów wyżłobionych (przy użyciu dynamitu i ciężkiego sprzętu) w granitowej skale Mount Rushmore: Washingtona, Jeffersona, Roosevelta i Lincolna, które są atrakcją turystyczną.

Uprawa soi, głowy prezydentów w DakocieInną jest wojowniczy Sitting Bull – czyli Siedzący Byk (poprowadził Dakotów i Czejenów do zwycięstwa nad armią USA w słynnej bitwie pod Little Bighorn, w której poległ nienawidzący Indian pułkownik Custer), a teraz słynąć będzie z olbrzymich hałd starej i butwiejącej soi.

Polityczne i ekonomiczne reperkusje.

Jak mówi Kevin Karel – manager Arthur Companies, codziennie rano siada do komputera, aby zobaczyć ile soi kupili Chińczycy i każdego dnia liczy na cud, że sytuacja zmieni się na lepsze. Niestety, ale administracja skutecznie zarżnęła kurę znoszącą złote jajka dla Ameryki, bo taką okazał się przemysł rolno-hodowlany, który w erze globalizacji rozgościł się na dobre na światowych rynkach. A wszystko przez to, że Trump chciał rewitalizować rodzimy przemysł stalowy i samochodowy. Chyba oszalał, nigdy nie przegoni Toyoty, która rodzimego Forda położyła na łopatki już lata temu. Gdy mieszkałem w Stanach widać to było jak na dłoni. Poza tym Mister Trump szkodzi firmom amerykańskim, bo one same wyprowadziły swoje macki produkcyjne do Chin, a teraz sankcje biją je dodatkowo po łbie. Pomimo, że Trump i Xi Jinping – prezydent Chin nieustannie mówią, że wszystko co czynią, to robią dla dumnych Amerykanów i Chińczyków (skądś znam takie gadanie z naszego kraju), to jednak amerykańscy farmerzy bankrutują wzdłuż całego pasa rolniczego położonego na tzw. Środkowym Zachodzie. Zwiększył się odsetek samobójców, a Trump traci swoich wyborców w tzw. „stanach rdzy”, którzy w trakcie wyborów głośno krzyczeli: „Make America Great Again”. Tak robił Greg Gebeke gospodarujący na 5.000 akrach ziemi. Teraz usiłuje zrozumieć o co chodzi amerykańskiej administracji i nie wie kto wygra na wojnie celnej, ale doskonale wie kto na niej straci i zbankrutuje. Kto ? Greg Gebeke właśnie ! Choć niektórzy farmerzy są takimi fanatykami, że godzą się na stratę finansową i nawet na bankructwo, aby Trump mógł walczyć z Chinami, w ich opinii dla dobra ich dzieci. Prawdą jest, że farmerzy dostali subsydia jako odszkodowanie, ale one nie pokryły nawet połowy kosztów produkcji soi, a długi pozostały.

Tego rynku nie da się już odtworzyć, a leżącego gryzą psy.

W Dakocie pod uprawę soi przeznaczono ponad 6 milionów akrów ziemi, wybudowano mnóstwo drogich silosów, elewatorów – aż do zachodniego wybrzeża, a w portach terminali, gospodarstwa zainwestowały w samochody, wydajny i drogi sprzęt rolniczy. Używają ogromnych traktorów naprowadzanych przez nawigację satelitarną, a teraz nikt się z nimi nie liczy.

Uprawa soi, żniwaNawet jeśli jutro USA i Państwo Środka zużywające 110 milionów ton soi rocznie nagle dogadają się i zakończą wojnę handlową, to przez najbliższe 20 lat amerykańscy farmerzy nie odzyskają utraconych już rynków zbytu w pełnej skali. Taka sytuacja jest dla nich bardzo bolesna, bo przez wiele lat prowadzili dynamiczną kampanię marketingową finansowaną przez specjalnie utworzony przez farmerów fundusz (zrzucali się na niego), a celem działalności funduszu było przekonanie chińskich partnerów, że na amerykańskiej soi ich świnie i kurczaki będą rosły i tuczyły się najlepiej. Kirk Leeds z Iowa Soybean Assocation wyznał, że prowadził do Chin ponad 26 misji, aby zaskarbić sobie łaskę najbardziej lojalnych klientów, a obecna wojna celna pogrążyła jego wysiłki. Teraz Chińczycy już wiedzą, że na Amerykanach jednak nie można polegać i podkopana została ich reputacja na wiele lat.

Uprawa soi, sprzęt w akcjiNa całym tym bałaganie korzystają inni drapieżnicy, bo miejsce Amerykanów na chińskim rynku zajmują inni. Przede wszystkim Brazylia, która dzięki korzystnemu klimatowi produkuje ogromną ilość soi i za chwilę pojawi się świeża, z kolejnych żniw i dobije tę starą amerykańską, która poniewiera się po ziemi. Do Chin soję eksportuje też Unia Europejska, która sama importuje ją najpierw z Brazylii, a także korzysta Kanada, która jest producentem soi. Jednak całą swoją krajową produkcję wysyła do Chin za porządne pieniądze, a na własne potrzeby kupuje z USA za 1/3 ceny. Biznes zwietrzyły też inne kraje np. Tajwan, które owszem, kontraktują soję w Stanach Zjednoczonych, ale po pierwsze płacą mało, a po drugie wolumen zakupu nigdy nie dorówna temu jaki był za dobrych chińskich czasów. Amerykanów dopadł casus innego prezydenta Jimmiego Cartera, który kiedyś wprowadził zakaz sprzedaży pszenicy do ZSRR, który obowiązywał przez 2 lata. Efekt gospodarczy był taki, że ZSRR zdobyło swoją pszenicę. Podobnie zrobił zresztą Putin, który po wprowadzeniu embarga na handel z Rosją sam doprowadził do wyrównania swoich niedoborów.

Uprawa soi, ziarno do siewuA świnia ma to wszystko w ….poważaniu

I pomyśleć, że tyle zachodu i ceregieli, tyle skomplikowanych procesów dzieje się na świecie, aby zwykła świnka w chlewie mogła zjeść swoją dawkę paszy. Je i nawet nie myśli o tych wszystkich problemach. Gdy będziesz ustawiać odpowiednio karmniki dla swoich zwierząt, aby nie marnowały paszy, pomyśl ile potu i polityki mieści się w jednym jej kilogramie. I gdy taki tucznik marnuje paszę, to aż szlag może trafić takich amerykańskich farmerów, że oni umierają za nią w swoim „pasie rdzy”, a zwierzak ma to wszystko gdzieś.

A Ty moja Droga Ameryko (piszę tak, bo mieszkałem przecież w Stanach przez 2 lata, choć raczej w stanie bawełny, świń i indyków, a nie soi) wiedz, że nadal masz deficyt w obrocie soją, a Twojej soi nikt już nie potrzebuje i za chwilę stare zapasy tego surowca trafią do czarnej dziury. Jednak zdecydowanie Ameryka to nie jest kraj dla starej soi !

A co zrobią farmerzy ? Część z rozpędu nadal zamierza uprawić ziemię pod nową soję i mają nadzieję, że coś zmieni się na lepsze. Jednak Nancy Johnson – szef North Dakota Soybean Assocation stwierdziła, że:

Hope is unfortunately a terrible marketing plan – Na nieszczęście nadzieja jest okropnym planem marketingowym.

Ceny nowej soi w konfrontacji z olbrzymimi jej zapasami i przy żałosnym popycie na surowiec będą z pewnością niskie, a więc gdy tylko pługi odmierzą pierwszą skibę ziemi, farmerzy już będą wiedzieć, że są na straconej pozycji.

Inni farmerzy postanowili zmienić profil swojej produkcji roślinnej i po raz pierwszy od wielu lat część swoich akrów zamierzają poświęcić pod uprawę kukurydzy lub pszenicy, a nawet czarnej fasoli lub groszku. Niestety nawet to przedsięwzięcie nie jest proste, bo te uprawy wymagają trochę innych zabiegów agrotechnicznych i innego sprzętu do uprawy, co znów bije ich po kieszeni.

Uprawa soi, zbiórWięc jeśli Ty – drogi czytelniku – miałbyś jakiś pomysł na to, co zrobić w chwili obecnej z tonami amerykańskiej soi, to na pewno zostałbyś miliarderem. W razie ujawnienia się u nas pomysłowego Dobromira, niech nie zwleka, ale czym prędzej bieży do Stanów i wciela swój wielki plan w życie. Może trzeba pójść śladami Nikodema Dyzmy, który kiedyś optował za  utworzeniem Banku Zbożowego, i zrobić jakiś Bank Soi i pod zastaw surowca sprzedawać jakieś obligacje ? Niestety nie znam się na tym, nie wiem, zarobiony jestem. Na koniec życzę wszystkim, aby nigdy nie padli ofiarą szalonych wojen celnych. Owszem, czasem embargo naprawdę jest konieczne i politycznie uzasadnione i robi się je gdy ma się ku temu bardzo poważny powód, ale trzeba zawsze uważać, żeby nie dostać rykoszetem w łeb, a poza tym wypadałoby wyrównać pełne straty tym, których się w tej grze poświęciło.

Uprawa soi, roślina zielonaA następny odcinek tego typu będzie o GMO, co to do cholery jest ?

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *