„Stek” dla ślicznotki. Australijska Koala.
Jeśli ktoś z nas lubi jeść czasem mięso, to na pewno doceni soczysty, wspaniały stek z kruchej i wysokowartościowej wołowiny. Wtedy aż uszy trzęsą się podczas ucztowania. Nasza futrzana ślicznotka (australijska koala) też ma swojego steka, choć nie jest to żadne mięso, ale eukaliptus. Pomimo tego, że istnieje bardzo wiele gatunków eukaliptusów Koala lubi tylko 40-50 gatunków z nich, ale najbardziej: Swamp Mahogany, Tallowwood, Grey Gum czy Sydney Blue Gum. To są ulubione frykasy Koali. Gdy akurat obudzi się ze swego letargu i przed nosem poczuje soczyste liście eukaliptusa, to rzuca się na nie tak jak my na steka. Koala jest bardzo wybredna i w Australii nazywają ją Fussy, bo nie zjada byle czego. Dlatego, nie występuje w Australii Zachodniej, ale wyłącznie na południowo-wschodniej części kraju. Najwięcej jest ich na linii od Sydney w Nowej Południowej Walii do Cairns w Queensland.
Każdy liść przed zjedzeniem jest wąchany i w ten sposób Koala sprawdza jego soczystość. W eukaliptusie są trujące substancje np. taniny, fenole, które każdy normalny organizm wyprawią rychło na tamten świat. Ale Koala nie jest normalna, potrafi utylizować toksyczne substancje, dzięki swojej wątrobie, która dezaktywuje trucizny.
Koalę na pewno polubiliby pijacy
Kurcze, to ona może dużo wypić ! Z taką cudowną wątrobą powinna niejedną flaszkę obalić, a każdy alkoholik chciałby mieć jej DNA. Wraz z rozwojem inżynierii genetycznej z pewnością będzie to jedna z opcji. Ale Koala nie pije wiele (przez Aborygenów nazywana jest: „ten, co nie pije”), bo korzysta z wody zawartej w liściach swojego ulubionego eukaliptusa. Dlatego sprawdza ich soczystość, żeby wybrać te z większą zawartością wody i z niższym stężeniem trucizn.
Tak naprawdę torbacz uczy się metodą prób i błędów, które gatunki i w jakiej fazie wegetacji może zjeść. Jeśli Ty upijesz się na Sylwestra, to potem rzygasz i już wiesz, że nadmiar wódki ci nie służy. Tak samo Koala, jeśli zje coś złego, to ma nudności, rozwolnienie lub jest chwilowo chora. To uczy ją, żeby być rozważną i uważną, co bierze do swojej gęby ? O tym jakie gatunki eukaliptusa będą zjedzone na śniadanie decyduje kilka czynników: wilgotność i żyzność gleby w której rosną eukaliptusy, upodobania z dzieciństwa, kiedy to młoda Koala żerowała ze swoją mamą, a także skład mikroflory w jelicie grubym zwierzęcia. To ona decyduje o tym, jakie eukaliptusy będą trawione, aby uzyskać minimum energii i składników pokarmowych.
Koala zjada około 1 kg liści dziennie i lubi w nich przebierać, nie zjada więc swojej karmy tak jak leci, po kolei i musi mieć jej 2-3 razy więcej do przebierania. Oj, lubi grymasić ! A z tego 1 kg paszy robi około 200 kup dziennie i dobrze, że nie sprzątam jej toalet. A gdy chce sikać, to wtedy łaskawie schodzi z drzewa, bo przecież nie będzie szczać po liściach, które potem zjada.
Podróżujemy z głową uniesioną do góry
Australię wzdłuż wybrzeży porastają lasy eukaliptusowe i żeby zobaczyć dziką Koalę gapimy się w korony drzew i grube konary, żeby dojrzeć wśród nich naszą Milusińską. Zaraz na początku pobytu w Adelajdzie udało nam się znaleźć tam…posuma, który śmigał nad naszymi głowami jak bolid formuły 1.
To taki śmieszny torbacz, żyjący i rozrabiający nocą z sympatyczną gębą i wydający nieziemskie odgłosy. Jeśli siedzisz akurat na dworze z piwkiem w ręku i impreza trwa sobie w najlepsze, to na pewno zawitają na nią posumy. Tak samo jak Koala, żywią się również eukaliptusem, ale nie tylko. Podczas spaceru ulicami miasta trafiamy na ulicę wysadzaną drzewami, a na nich śpią olbrzymie i zwisające głową w dół nietoperze. Umieszczone na drzewach napisy ostrzegają ludzi, żeby ich nie dotykać, bo mogą ugryźć. Budzą się o zmroku i wielkimi stadami lecą w kierunku wzgórz otaczających Adelajdę i niebo robi się wtedy ciemniejsze, bo całe zastępy nietoperzy lecą na swoją ucztę, może do jakiegoś australijskiego Drakuli ? Widać, że na australijskich drzewach bytuje wiele chętnych domowników.
Śpiący torbacz poszukiwany
Ale gdzie jest nasza Koala ? Pewnie gdzieś ukryła się wysoko na drzewie, nie ma wprawdzie ogona, którym może przytrzymać się w konarach jak posum (ogonek u Koali jest bardzo krótki i schowany w futrze), ale ma bardzo długie i ostre pazury, jakby dwa kciuki i trzy palce, którymi przytrzymuje się gałęzi. Lubią przytulać się do kłody drzewa, żeby schłodzić się w gorące dni. Z kolei przed mrozem chroni je futro. Na drzewie utrzymuje pozycję pionową, lubi siedzieć jak kura na grzędzie i w ten sposób przesypia 16-18 godzin dziennie. Złośliwi mówią, że to dlatego, że jest naćpana od substancji zawartych w eukaliptusie, ale prawda jest taka, że to dlatego, że oszczędza energię. Eukaliptus jest tak kiepskim pokarmem, że gdyby Koala włączyła wyższy bieg, to szybko padłaby na pysk. Oj, ona nie nadaje się do reklamy baterii Duracell. Kiedy nie śpi, Koala lubi sobie siedzieć i niewiele robić i w ten sposób odpoczywać po spaniu, a przez resztę dnia żeruje wyszukując liście. Na przemieszczanie się Koala poświęca tylko kilka minut dziennie ! Nie nadaje się więc do pielgrzymek i dalekich podróży. Koala wydaje dziwne odgłosy, jak naćpany Budda, mruczy i rzęzi jak stary dziadek na torturach. To już lepiej posłuchać muzyki braci Gibb znanych jako Bee Gees, a grupa ta ma swoją ulicę w Redcliffe niedaleko Brisbane na Gold Coast, gdzie artyści przebywali za młodu. Podczas wędrówki za Koalą natrafiliśmy na to ciekawe i interesujące miejsce i odświeżyliśmy sobie wiedzę o muzyce z tamtych lat.
Naszą pierwszą Koalę zobaczyliśmy jednak wcześniej, bo na wzgórzach Adelajdy, siedziała na konarze nad drogą i leniwie obserwowała samochody.
Pewnie myślała sobie: „zatrzymają się czy nie ? Zobaczą mnie czy nie ?” W okolicach Adelajdy działa prężny i rządowy ośrodek Cleland Wildlife Park usiłujący rozmnażać Koale. Można spotkać je w prywatnych ogrodach o zmroku, w parkach i właśnie na wzgórzach oplatających miasto.
Prywatna Koala w Kenneth River
To miejsce położone na słynnym szlaku Great Ocean Road, który przez wiele lat budowali weterani I wojny światowej, gdzie introdukowano Koale (tak samo na wyspie Kangura leżącej na południe od Adelajdy). Tłumy Japończyków i Azjatów usiłują znaleźć Koalę, chodzą tłumnie wśród drzew i gapią się wysoko w górę, żeby dojrzeć torbacza. Póki co widać było kolorowe i wrzaskliwe papugi.
W Polsce znane jako szkarłatki królewskie, ale są też lorysy tęczowe, lorysy górskie, śmigają wśród konarów i drą gębę na całego. A gdy zatrzymasz się autem pośród stada białego kakadu, to papugi oblezą Cię dosłownie jak mrówki. Śledzą Cię i gonią, bo chcą dostać coś do jedzenia, jeśli nie masz ziarna, to może być nawet stary chleb. Do czego to doszło, że na chleb polują drogie i wspaniałe kakadu, a nie zwykłe gołębie ?
I wreszcie JEST ! Nasza prywatna Koala, nikt poza nami jej nie widział, bo podczas gdy cała gawiedź gapiła się w górę, to nasz torbacz siedział sobie na ziemi, na rowie i nikt na to nie wpadł, żeby spojrzeć w dół. Zwierzak nic sobie z nas nie robił i zajadał ze spokojem swoje ziele.
Jeśli chcesz zobaczyć Koale trzymane w prywatnych ogrodach, tak zwane „komercyjne”, to jedź do Ballarat (jeśli jesteś akurat na Great Ocean Road) i tam ze spokojem możesz nawet zrobić sobie sesję fotograficzną z Koalą. Robią tak Japończycy (i inni też), płacą za fotki z Koalą i za jej pogłaskanie. Stanowiska z Koalą nawet w Australii cieszą się ogromnym powodzeniem i zawsze są oblegane. Przebijają popularnością kangury i Emu, a to przecież one są w godle narodowym Australii. Dla sympatycznych Koali zabrakło na nim miejsca. Pomimo, że niby dużo śpią, to jednak przyjmują dziwne pozy i robią śmieszne miny.
W niektórych stanach Australii przytulanie Koali jest zabronione i traktowane jak znęcanie się nad zwierzętami, ale gdzieniegdzie jest to dopuszczalne – pod nadzorem obsługi. Trzeba do tego wybrać zwierzęta, które nie ugryzą i nie zahaczą pazurami, muszą być friendly.
Uwaga, Koala na drodze ! I co zabija torbacze ?
W Australii obowiązuje ruch lewostronny, podobno wymyślili go Japończycy, żeby przechodzący samurajowie nie zaczepiali się końcówkami pochew w których tkwiły miecze, a poza tym praworęczny wojownik szybciej dobywał miecza i atakował przeciwnika, jeśli miał go po prawej stronie. Gdy moją furą wyskoczyłem na kilku pasmową jezdnię w Melbourne, z kierownicą po prawej stronie, z automatyczną skrzynią biegów, trochę miałem stracha.
Przez pół godziny musiałem opanować sytuację, „tylko nie bierz ronda z prawej strony” – myślałem gorączkowo, a ronda w Australii wręcz uwielbiają, bo są wszędzie. Drogi w Australii, zwłaszcza te we wschodniej części, wiodące z Sydney na północ Queensland są tak ruchliwe i przeładowane, że Koale mają spory problem, żeby je pokonać. Kierowców ostrzegają specjalne tablice, że na drodze mogą znaleźć się Koale.
Samochodem, autobusem i samolotami pokonywaliśmy naszą trasę od Adelajdy do Brisbane w poszukiwaniu Koali. W Melbourne i Sydney raczej ich nie widzieliśmy, przedstawicielami torbaczy były tam raczej osobniki homo sapiens, które z różnymi torbami na ramieniu i plecach przemierzali ulice. Byli nawet tak samo jak Koale podchmieleni i odurzeni, ale w łagodny sposób, a zamiast eukaliptusem, załatwili się piwem. Chociaż w pobliżu Melbourne Koale można spotkać z powodzeniem w dolinie Yarra, a wokół Sydney miejsca bytowania torbaczy oplatają miasto dość gęstą siecią.
Poza ruchem drogowym, Koalom szkodzą zmiany klimatu, długotrwałe susze powodujące obniżenie jakości eukaliptusów, pożary buszu, które dzięki olejkom eterycznym zawartym w eukaliptusach, rozprzestrzeniają się z ogromną prędkością, wybuchają jak po użyciu napalmu w Wietnamie i Koale nie mają żadnych szans. Gdy spaliła się prawie cała Canberra, to w zgliszczach znaleziono żywą, ale poparzoną Koalę, którą nazwano Lucky. Żyła potem jeszcze przez kilka lat i cała Australia się nią interesowała, aż wreszcie Bidulka zdechła. Nie służą jej również wycinki lasów deszczowych i budowa osiedli dla rozwydrzonych ludzi, a gdy domy są już wybudowane, to na Koale – zapuszczające się do ogrodów – czyhają psy. Ale bywa, że to na Koale są skargi, jeden z mieszkańców osiedli zgłosił, że Koala przyszła do jego domu i zgwałciła jego kota, a potem awanturowała się podczas oglądania meczu w TV. No bywa i tak. Kiedyś na Koale masowo polowano i strzelano do nich dla futra, przed przybyciem białego człowieka było około 4 miliony zwierząt, a dzisiaj szacuje się, że ich populacja wynosi tylko do 100.000 sztuk.
Port Macquarie czyli ratujmy Koalę !
To jedno z najstarszych i najprężniejszych miejsc, szpitali, w których ratuje się Koale. Ten ośrodek leżący na północ od Sydney ma już ponad 45 lat, a opiera się na pracy rzeszy wolontariuszy i weterynarzy zakochanych w torbaczach. Jeśli ktokolwiek napotka uszkodzoną Koalę mającą problemy, dzwoni do szpitala, a wtedy przeszkoleni wolontariusze przybywają i łapią zwierzaka. Następnie trafia on do szpitala i podlega leczeniu, a jeśli jego efekt będzie zadowalający, to torbacze – po przygotowaniu ich (polega to na ograniczeniu kontaktu z człowiekiem) trafiają z powrotem do swego środowiska. To tutaj wciela się w życie słowa piosenki grupy „Rezerwat”: „Zaopiekuj się mną, nawet gdy nie będę chciał”. Wszystkie ręce na pokład i wszyscy ratują zwierzaki ! Wolontariusze działają i w dzień i w nocy, czasem narzekają, że wzywa się ich do worka ze śmieciami leżącego na poboczu drogi, który ktoś wziął za Koalę. Czasem zwierzęta wchodzą przez ogród do domu i zdarza się, że siedzą na kanapie i oglądają telewizję. Trzeba wtedy delikatnie je złapać i ewakuować do buszu. Takich ośrodków jest mnóstwo w całym kraju, zbierają datki na ratowanie Koali, a każdy kto adoptuje torbacza, dostanie specjalny certyfikat w podziękowaniu, Ośrodek w Port Macquarie sadzi też nowe eukaliptusy, które lubią Koale, a miejscowym farmerom rozdaje się bezpłatnie ich nasiona, żeby było jak najwięcej cennych roślin.
Wyspecjalizowana ekipa zbiera potem wartościowe liście dla podopiecznych szpitala. Niektórzy pozostają w nim na zawsze, tak jak Koala imieniem Ocean Summer, którą potrącił samochód i uszkodził jej mózg, w skutek czego jest ślepa. Dziką Koalę atakuje choroba zwana chlamydią, która uszkadza oczy, nerki i wywołuje bezpłodność, zakłóca proces rozmnażania się Koali oraz nie można jej powstrzymać. Badania nad tą chorobą prowadzi się w…
Lone Pine Koala Sanctuary
W najstarszym ośrodku działającym nieopodal Brisbane. Tutaj przebywa największa populacja Koali utrzymywana w sztucznych warunkach, bo liczy około 200 sztuk, podczas gdy inne tego typu ośrodki mają ich około 30-40. Koale z tego miejsca, a także w ogóle ze stanu Queensland uchodzą za najlepsze, bo mają największą zmienność genetyczną i najmniejszy dryft genetyczny. Tutaj spotkaliśmy się również z wpływową kobietą zwaną „Matką Koali” w Australii– panią Deborah Tabart – szefową Fundacji „Save the Koala”, która współpracuje z wszystkimi ośrodkami utrzymującymi Koale i koordynuje pomoc dla torbaczy.
Fundacja ma wiele pretensji do australijskiego rządu, który niewiele robi dla dzikich Koali, a także do ZOO, które skupia się głównie na tym, żeby zarabiać na Koali pieniądze, traktując ją jak dobro komercyjne.
Na gadżetach związanych z Koalą Australia zarabia grube miliony dolarów, a nawet miliardy. Deborah prosi nas, aby mówić o Koali prawdę, czyli że po prostu ginie i za 20-25 lat może przestać istnieć, a ludzie się tym nie przejmują.
Koala w Polsce ?
Pisałem już wcześniej, że nie ma Koali w żadnym polskim ZOO, choć można ją spotkać w kilku miejscach w Europie. Sprowadzenie Koali do Polski jest ekstremalnie trudne i nie może podlegać temu procederowi żadna dzika Koala, ale tylko taka, która urodzi się w sztucznych warunkach. Czas oczekiwania to 5-6 lat, a cały świat chce ją dostać.
– Hmm…skąd wziąć tutaj Koalę ? – zastanawiałem się i wymyśliłem, że może zdzielić napotkanego w lesie torbacza w łeb, a potem uśpionego przemycić do Europy. Ale jak ? Mógłbym wtedy skończyć w starym więzieniu w Melbourne, za przemyt zwierząt będących pod ścisłą ochroną. Zwiedzałem to muzeum – więzienie, gdzie potraktowano nas jak więźniów i po procedurze przyjęcia do więzienia, pozamykano w celach, żebyśmy wczuli się w sytuację.
Kiedyś rozmawialiśmy o tym, że nie ma Koali w Polsce na budowie i słuchali nas pracownicy zza wschodniej granicy. Gdy usłyszeli pytanie: „gdzie znaleźć Koalę ?”, jeden z nich wystąpił i powiedział:
– Eeee, Panie, Koala jest tam w krzakach. Zaraz przyniosę. Co nie ma, jak jest !
Jak powiedział, tak zrobił i po chwili przyniósł futrzaste zwierzę zwinięte na rękach. Potem położył je na ziemi i jego zwierzak okazał się być…owczarkiem kaukaskim. A potem spojrzał na nas i powiedział:
– No, panie, jest Wasza Kola. Oto ona ! Nasz piesek imieniem Kola. Może być ?
Przeczytaj wpis o Koali w Europie:
https://przygodypiotra.pl/zoozwierzenia/koala-w-europie-pairi-daiza/