Dunka w opałach

Dania – mały wielki kraj

DaniaTak, to prawda, Dania jawi się na mapie jako stosunkowo nieduży kraj, jest kilka razy mniejszy od Polski, to najmniejsze państwo wśród wszystkich państw nordyckich lub skandynawskich, ale to są tylko pozory, bo Dania nieźle kombinuje. Przecież do Danii należy wyspa Bornholm na Bałtyku, Grenlandia – ogromny zlodowaciały obszar, co znacznie podnosi Danię w rankingu największych państw. Pod jurysdykcją Danii znajdują się też Wyspy Owcze, mekka dzikusów zabijających oceaniczne delfiny Grindwale.

Dania, grindwalleDlaczego ? Najprostsza odpowiedź jest taka, że po prostu mogą i nikt im w tym nie przeszkodzi, a raczej do paki zamyka się protestantów, którzy chcą temu procederowi przeszkodzić. Hm…sytuacja bardzo podobna do Polski, gdzie swobodnie panoszą się faszyści i głupki wszelakie, a ludzi z różą w klapie i siedzących grzecznie na chodniku zamyka się w areszcie. Ale nie jest to tekst o dobrej zmianie, więc wracając do Wysp Owczych, nie należą one do Unii, ale Dania już tak. Zabijanie waleni jest w Unii zabronione, a więc dzięki temu wytrychowi mieszkańcy wysp gromadzą się w zatoce w mieście Bour i co roku zarzynają sobie własnoręcznie około 200 zwierząt powodując, że morze staje się wokół czerwone od krwi. Jestem zootechnikiem i zabijanie zwierząt generalnie mnie nie wzburza, jeżeli robi się to profesjonalnie i jeśli to czemuś służy. Masakra delfinów nie służy niczemu, to jest taka głupia tradycja, mord wykonywany dla jaj, dla uciechy gawiedzi, na tym polega ich spotkanie integracyjne. A przecież to nie są ich walenie, oni ich nie wychowali, nie wyhodowali, nie zainwestowali w nie, ale do ich eksploatacji są pierwsi. Inaczej rzecz ma się z duńskimi farmerami, ich podopieczni (zwierzęta gospodarskie) też kiedyś giną, ale hodowcy inwestują za to w ich przybytki, pasze, leczenie, zapewniają zwierzętom opiekę, a więc jest ten minimalny balans: „coś za coś”. Dania to kraj rolniczy, ponad 50% powierzchni zajmują grunty orne, jest  liderem na świecie w produkcji prosiąt, do Polski eksportują ich kilka milionów rocznie, ich marka genetyczna jest znana i poważana na całym świecie. A co w takim razie z bydłem ?

Duńska kraina mlekiem płynąca

Dania, mleczna krowaPrzecież to Polska miała być krainą miodem i właśnie mlekiem płynącą, tymczasem z Danią nie mamy żadnych szans, choć mała, bije nas swoją produktywnością, organizacją i efektywnością w produkcji mleka na głowę, tam nie zajmują się bełkotem i gadaniem pierdołów, tylko działają. W rankingu najszczęśliwszych krajów świata Dania zajmuje pierwsze miejsce, nie wzięło się to z niczego, ale z ciężkiej pracy i kreatywności. Nie dziwota, że duńscy Wikingowie rzucili kiedyś wyzwanie całemu światu i na swoich stateczkach rozleźli się po nim, a potem byli jego postrachem. Ostatnio wywyższałem produkcję mleka w Holandii, co na pewno rozsierdziło Wikingów przebywających już w zaświatach, bo przyśnili mi się pewnej nocy i machali do mnie groźnie toporem.

Dania, statek wikingówWedług innych zestawień, to Dania jest największym producentem mleka w Europie, trzecim na świecie, po Kanadzie i USA. Cóż, każdy zachwala swoje osiągnięcia i trudno się w tym połapać. Produkty duńskiego przemysłu mleczarskiego eksportowane są do 115 krajów na świecie, choć priorytetem jest Rosja, Chiny, Afryka i Bliski Wschód, same rezolutne krainy, punkty zapalne na świecie. Widocznie duńskie mleko z genem Wikingów jest im potrzebne. Jeśli chodzi o produkty, to Dania wysyła głównie sery, masło i mleko w proszku. W państwie ze stolicą w Kopenhadze żyje około 500 tysięcy krów, liczba farm spadła o połowę, ale znacznie wzrosła wielkość stada podstawowego, średnia wynosi około 110 krowin przypadających na jednego farmera. Duńczycy postawili na genetykę, mapują  geny bydła, aby zwiększać efektywność laktacji, ale także mapują geny traw (lucerny, koniczyny), żeby dawały jak największe i najkorzystniejsze dla bydła plony o ściśle określonej wartości. Ciekawe czy mapują geny swoich pracowników na fermach, w tym Polaków, którzy tam licznie pracują, żeby wykonywali swoje obowiązki non stop ? Tego nie wiem, ale ponad 10% ogółu farmerów utrzymujących bydło mleczne używa wysoko specjalistycznych robotów udojowych.

Ile Dunka może udźwignąć ?

Od wielu lat Duńczycy prowadzą w rankingu wydajności mlecznej, w latach 80-tych przeciętna Dunka dawała około 7.500 kg mleka, teraz 8.500 – 9.300 kg mleka na laktację. Uniwersytet w Kopenhadze prognozuje, że do 2050 roku, wydajność duńskich krów przekroczy 13.000 kg mleka na sztukę. Jezu…ludziska zmiłujcie się, ile ta krowina ma udźwignąć na swoich barkach, 13 ton mleka ? Żaden sztangista na świecie tyle nie wyciśnie.

Dania, sztangaWiem, wiem, że te 13 ton mleka to będzie w ratach, w trakcie całego roku, ale mimo wszystko dajcie spokój. To wychodzi 35 kg mleka do dźwigania w wymieniu dziennie, licząc 365 dni, bez okresu zasuszenia. Dźwigaj sobie człowieku siatki z masłem ważące 35 kg, z marketu do domu, i to codziennie. Nieważne, że w niedzielę są nieczynne, to zrób wcześniej zapasy ! Taka duńska krowa to prawdziwa fabryka białego płynu. Do niedawna żywiono ją głównie trawami (koniczyną, lucerną), które wynosiły 2/3 dawki paszy objętościowej, a 1/3 dawki stanowiła kiszonka z kukurydzy. Teraz jest odwrotnie, to kiszonka z kukurydzy wynosi większość dawki, do tego daje się zboża, śrutę sojową i rzepak, a wszystko to podaje się przeżuwaczom oczywiście w formie TMR. W populacji duńskich krów mlecznych dominuje duński Holsztyn-Fryz, stanowi około 65-70% pogłowia, poza tym jest wspaniałe duńskie bydło czerwone, ma brunatną barwę i chętnie sprowadza się je do tropików, gdzie krzyżuje się z lokalnym bydłem. Ma lepszy skład chemiczny mleka od HF, a po zakończonej laktacji można je z powodzeniem tuczyć uzyskując dobrą wołowinę. Duńskie czerwone stanowi około 10 % populacji, a dobrą pozycję ma w Danii bydło rasy Jersey (12-15% populacji). Dania słynie ze swoich krowin tej rasy, a swego czasu rasę Jersey sprowadzano z Danii do Polski. Duże stado tych małych sympatycznych krów barwy jasno cielistej lub brunatnoczerwonej, o masie 300-450 kg i wysokości do 120 cm w kłębie występuje w Iwnie niedaleko Gniezna i Poznania. Krówki są bardzo ciekawskie i żywe, łatwo się uczą. Jerseye charakteryzują się tym, że w ich mleku jest ponad 6% tłuszczu (tymczasem HF ma 4%), a białka ponad 4 % (w porównaniu duński HF ma 3,3 %). Ponieważ rasa Holsztyńsko-Fryzyjska jest motorem napędowym całego mlecznego biznesu, dlatego tę rasę poddaje się ostrej selekcji i udoskonaleniu. Głównym kluczem jest dochodowość farmera, a potem poprawa zdrowotności rasy i płodności, a także długowieczność (lepsza stopa zwrotu z inwestycji), a wszystko przy zachowaniu właściwego pokroju. Nowa Dunka ma być niezmordowana, nie do zajechania, jak Batman, ma dać sobie radę w każdych opałach. Jeśli chcesz ją podziwiać, to w lipcu udaj się do Danii do miasteczka Herning na największą w Europie Krajową Wystawę Zwierząt, którą odwiedza ponad 50 tysięcy gapiów, a wszyscy chcą podziwiać Dunkę.

Dobrze, że nie ma już Olsena i jego gangu

Dania, gang OlsenaW latach 60. zaczęto produkcję pierwszego filmu o przygodach „Gangu Olsena”, który okazał się duńskim hitem na całym świecie. Pamiętam, że losy gangu śledziłem jako dziecko w polskiej TV, a w zeszłym roku w duńskiej telewizji, gdy byłem na wyspie Bornholm. Pod  wpływem odniesionych sukcesów nakręcono później kolejne filmy, których w sumie jest 14. Bohaterem filmu i gangu jest Egon Olsen – herszt bandy przestępców nieudaczników, który chodzi w charakterystycznym meloniku na głowie i z cygarem w gębie. Na początku każdej opowieści Olsen wychodzi z więzienia po zakończonej odsiadce, a swoim kumplom oczekującym pod więzienną bramą oznajmia, że tym razem ma nowy, wspaniały i przemyślany plan kradzieży i że teraz będą wreszcie milionerami. Niestety, jak to u nieudaczników bywa, plan zawsze się wykoleja, pojawiają się problemy, gang traci swój łup, a Olsen znów trafia za kraty. Taki już jego los i urok, lepiej więc, żeby nie brał się za chów i hodowlę bydła w Danii, bo ich ambitny plan zwiększenia wydajności mlecznej u krów do 2050 roku będzie mocno zagrożony, produkcja raczej się załamie, a krowy zdechną z głodu, gdy Olsen znów pójdzie do więzienia. W tej ciężkiej pracy nikt nieudaczników nie potrzebuje, a słynne zdanie „Klawo jak cholera, Egon” już nie pomoże.

Dania, krowa JerseyDunka w opałach i duńskie kule

W czasach komuny odbywały się w Poznaniu, w czerwcu, Międzynarodowe Targi Poznańskie, które dla miasta i jego mieszkańców były dużym wydarzeniem, i świeżym powiewem ze zgniłego zachodu, bo nagle pojawiało się w mieście mnóstwo obcokrajowców, a szare miasto nabierało kolorów. Ponieważ nie było wówczas tylu hoteli, więc brakowało dla wszystkich miejsc noclegowych. Mieszkańcy Poznania zgłaszali się do biura wynajmu kwater i zgłaszali swoje pokoje (a nie mieszkania) do wynajęcia dla przyjezdnych na czas targów. Tak też zrobili moi rodzice i przez kilka lat przyjeżdżała do nas Dunka czyli pani pracująca na co dzień w fabryce zabawek w miasteczku pod Kopenhagą i mieszkała sobie w naszym pokoju z telewizorem, którego się bała, bo był to radziecki „Rubin” często ulegający awarii i pożarom (był to odbiornik lampowy, ciężki jak tona masła), a tymczasem my całą ferajną gnieździliśmy się w jednym pokoju (mieliśmy ich tylko dwa). Pewnego razu, gdy byłem w połowie podstawówki, Dunka też przyjechała i miała na sobie wielkie korale zrobione z duńskich kolorowych kul. Duńska kula to właściwie zabawka dla dzieci, miała średnicę od 1,2 do 3 centymetrów, wykonana z gliny lub kamienia, a w środku miała przepiękne elementy ozdobne, które mieniły się kolorami tęczy. Jezu, jakie one były piękne, a za czasów komunizmu, dla nas – dzieciaków w szkołach – były dobrem pożądanym i z górnej półki. Nie mieliśmy wówczas komputerów, gier elektronicznych, Facebooka, więc poza grą w kapsle często graliśmy w „korale”. Młodszym przypomnę, że była to gra hazardowa, wywołująca olbrzymie emocje u dzieciaków, a polegała na tym, że robiło się w dowolnym miejscu w ziemi dołek, do którego trzeba było wkulnąć przyniesione korale różnych kształtów, różnej jakości i kolorów. Cała zabawa przypominała trochę rozgrywkę w golfa. Zwyciężał ten z graczy, który po kolei wbił wszystkie korale do dołka. Gdy raz się pomylił i nie dał rady, to inicjatywę przejmował kolejny gracz według ustalonej wcześniej kolejności. Czyli była to gra „zero – jedynkowa”, albo udało się wbić koral do dołka i potem następny i następny, aż do wyczerpania stawki, albo była skucha. Reasumując, zwycięzca zabierał wszystkie korale z dołka, a pozostali uczestnicy – przegrani, tracili swoje. Dwa dni przed zakończeniem targów i odjazdu Dunki do domu, naszemu gościowi rozerwał się gdzieś sznur z pięknymi kulami duńskimi (jej naszyjnik) i trzy zagubiły się na amen. Pani zmartwiła się, bo były prezentem od jej córeczki i teraz nie wiedziała co zrobić ? Wysłuchałem tej opowieści jednym uchem, a następnego dnia postanowiłem działać. Gdy poszła na targi, wszedłem do jej pokoju i zabrałem kilka pozostałych przepięknych kul i szybko pobiegłem do szkoły. Tam, podczas przerw włączałem je do gry, a ponieważ budziły pożądanie u innych dzieciaków, ustawiały się do mnie w kolejkę i grałem z nimi o najwyższe stawki. Grałem tylko z wybranymi, którzy mieli najpiękniejsze kule w całej podstawówce. Ależ były emocje i wypieki na twarzach, ale na koniec dnia odzyskałem wszystkie braki, tyle, że trochę inne. Nasza Dunka była totalnie zaskoczona, że mały komunistyczny i pulchny blondynek miał taki pomysł na ulżenie w jej cierpieniu i zrealizował tak zwariowany pomysł obarczony dużym ryzykiem utraty reszty kul. Coś tam mi się dostało od ojca, że wziąłem sobie cudze kule bez pytania, a dodatkowo był nieszczęśliwy, że musiał całą sytuację wytłumaczyć Dunce po niemiecku. Pani była tak zadowolona, że każdego roku, gdy przyjeżdżała do nas do Poznania na kolejną edycję targów, na koniec przynosiła mi wszystkie zabawki ze swojego stoiska. Ale mi się wtedy powodziło, miałem wszystko: żołnierzyki wszelkiej maści, samochody na baterie, same wypasione rzeczy. Zatem dobry, przemyślany plan i trochę ryzyka zawsze się opłacają i dlatego tak postępują Duńczycy.

Dania, zabawa

Przeczytaj również o Holenderce w depresji:

Holenderka w depresji !?

2 komentarze

  1. Dobrze piszecie ale ja pracując 7 lat na dużej fermie 450 krów i ok. 400 cielaków w różnym wieku . Pracując 7 lat straciłem zdrowie do takiego stopnia że straciłem wydolność płuc ponad 70% prze ciężka pracę w ciężkich warunkach. Właściciel posiadał 3 fermy i przez pierwsze 4lata pracowałem po 18 -20 godz. Na dobę i spałem na starej fermie pomieszczeniu które było połączone z firmą przejściem smrut był tak jak na fermie taki sam w tym po mieszczeniu gdzie odpoczywałem, po 4 latach uciekłem z tamtąt i wynajem mieszkanie prywatnie po to żeby zmniejszyć czas pracy , udało mi się zmniejszyć tylko o parę godzin na dobę ale i tak suma sumarum pracowałem ok. 15 godz. Na dobę.
    Przez pierwsze 4 lata byłem sam z szefem dopiero jak się wyprowadziłem to przyjął pracownika . Przyczyną mojej choroby jest nadmierny czas pracy , duże ilości kusz , pył, pleśń , grzyb ,różne chemikalje które się pyliły i paliły w gardle I nosdzach , wdychanie opary kwasów które paliły w gardle I nosdzach wdychanie oparów od spawanego metalu ocynkowanego , splesniale pasze
    rozpylanie trucizny na muchy. . Dodatkowo brak ubrań ochronnych i masek filrtujacych do tych etergentow trujących. Do prowadzili mnie do tego stopnia że nie mogę normalnie funkcjonować w rodzinie a opracy mogę zapomnieć. Szukałem i szukam pomocy u różnych lekarzy uczciwych i adwokatów nikt mi nie chce pomuc bo państwo Dunskie powinno mi wypłacić duże oczkodowanie dla tego AES NIE chce uznać mojej choroby . Oszustwo I korupctwo się szerzy w Danii wszystki sprawy i wypadki są zamiatane pod dywan w tym biorą udział lekarze , firmy ubezpieczeniowe, częściowo adwokaci , a komuna zaciera rence i płaci mi bardzo niskie pinądze , tak się mówi starcza na chleb i wodę mając rodzinę 4 osobową. Jeszcze jest dużo przyczyn związanych z fermami w których pracowałem ale już nie będę pisał. Też ten kraj chwaliłem do puki nie zachorowałem ja i moja rodzina , pomocy nie otrzymuje . Komuna w ikast powiedziała po rentę to mogę jechać do Polski bo unich mi się nie nalerzy, oszustwo I korupctwo się szerzy w Dani a teraz mówią że może te choroby mam od urodzenia takie bzdury zaczynają mówić i dalej kombinują , już sam nie wiem gdzie mam szukać pomocy pozdrawiam .

    1. Wiem jak wygląda praca przy krowach. Sam za młodu wstawałem o 3:30 w nocy, żeby doić krasule, jednak miałem bdb warunki socjalne po pracy. Niestety to wszystko zależy od właścicieli farm, tak samo jak inni, są często chciwi i wykorzystują człowieka do cna. Nie zapewniają normalnych warunków pracy, która w rolnictwie i tak jest już ciężka. Nic na to nie mogę poradzić, może tacy dostaną zapłatę w innym świecie ?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *