Gonitwa w Pampelunie i jałówka story

Wakacje czas zacząć ! Gonitwa w Pampelunie.

Wreszcie po długich miesiącach harówki lub bimbania sobie, w zależności od sytuacji, nadchodzi czas laby i odpoczynku. Może jednak uda się Wam wyskoczyć na jakiś fajny i ekscytujący wyjazd ? Zamiast pogoni za sławą i pieniądzem może przyda się gonitwa w Pampelunie ? Dlaczego nie pojechać do słonecznej Hiszpanii ? Konkretnie do Pampeluny właśnie– stolicy regionu Navarra, gdzie w okresie od 06 do 14 lipca odbywa się coroczne święto ku czci św. Fermina – Sanfermines.

Gonitwa w PampelunieŚwięto, początkowo typowo religijne, a teraz świeckie, odbywa się cyklicznie od XIV wieku i z roku na rok przybywa turystów żądnych gorących wrażeń i adrenaliny z różnych zakątków świata ,szczególnie z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, którzy z rodzimymi hiszpańskimi wariatami oddają się kontrowersyjnym uciechom. Na pewno są wśród nich Polacy, bo oni są wszędzie i mają parcie na szkło. Dlatego nie zwlekaj, bierz ze sobą sąsiada – zwłaszcza tego, którego nie lubisz, bo chełpi się, że jego samochód i żona są najlepsze, i jedźcie do Pampeluny. Może gonitwy zakończą się dla Twojego ziomka nieszczęśliwie i byk popieści gagatka rogami. Wtedy wreszcie nie będziesz musiał wysłuchiwać jego przechwałek po niedzielnej mszy przed kościołem. A o kościele wspominam tutaj nie przypadkowo, bo jeśli naprawdę wybierasz się do Pampeluny, Bóg będzie ci potrzebny i dla porządku sporządź testament. Przypominam, że trzeba zrobić go notarialnie, albo w domu, ale napisany musi być własnoręcznym pismem.

Jak przebiega to święto ?

Kilkudniową uciechę rozpoczyna wyznaczony i ważny członek miejscowej społeczności, na głównym placu Plaza de Consistorial pod miejskim ratuszem wystrzałem z racy. Po bojowym okrzyku „Mieszkańcy Pampeluny, niech żyje św. Fermin” uczestnicy głośno śpiewają i tańczą, a na ich głowy leje się szampan i wino. Ludzie ubrani są w białe stroje, zakładają czerwone chusty i przepasują się czerwonymi szalikami, a potem balangują na placu i przyległych uliczkach aż do rana. Hm..trochę jak u mnie bywało w nocy pod blokiem, gdzie miejscowy pijany herszt odpalał swoje race i polawszy się piwem wznosił bojowy okrzyk, że Legia to k…a. Dobrze, że nie miał byków pod ręką.

Gonitwa w PampeluniePo wielkiej balandze rozpoczyna się pierwsza gonitwa ( encierro ) w której 6 dorodnych byków o wadze ponad 600 kg wypuszcza się na plac, a one zajadle gonią zgromadzoną gawiedź wąskimi uliczkami miasta na odległość ponad 800 metrów, aż do głównego placu Plaza de toros czyli do areny corridy, gdzie  uśmiercane są zwierzęta z porannej gonitwy. I tak codziennie, każdego poranka, żeby pokazać swoją odwagę, uczestnicy w popłochu biegną przed zwierzętami, a w ręku do obrony mogą mieć tylko zwinięte gazety. Jeśli nie czytałeś jeszcze swojej „Wyborczej” lub „Gościa niedzielnego”, to uważaj, żebyś ich jeszcze nie zwijał, bo po gonitwie Twoja prasa będzie bezużyteczna. Byk może je po prostu zeżreć, co się przecież zdarza, a kolorowy druk może mu tylko zaszkodzić. Gdy jeździłem po wielu polskich oborach, żeby kolczykować krowy i cielęta w ramach systemu IRZ, nieraz się zdarzało, że złośliwy przeżuwacz zjadał moje druki, pozostawione nieszczęśliwie bez opieki na snopku słomy. A wraz z nimi zjadał wszystkie wrażliwe dane: daty urodzin cieląt, numery ich matek, kody rasy i wszystko trzeba było odtwarzać. A właściwie takie byki można by wykorzystać do utylizacji PITów skarbowych i faktur, gdy wychodzi Tobie za duży podatek do zapłaty albo niech zje akt Twojego małżeństwa i sprawa będzie załatwiona. Po co płacić za rozwód ? Jednak, gdy będziesz w Pampelunie, podczas gdy wściekłe byki wylecą na ulice miasta, utrata pism i dokumentów będzie Twoim najmniejszym zmartwieniem, bo możesz zostać stratowany lub rozharatany rogami. Co roku podczas tych dziwnych zabaw ginie kilka  osób, a bywały sezony, że ofiar było kilkanaście. Dlatego przed wyjazdem wykup sobie dobrą polisę ubezpieczeniową, która pokryje koszty składania Ciebie do kupy w miejscowym szpitalu. Inaczej skazany będziesz na łaskę naszego ZUS-u lub KRUS-u.

Sanfermines sukcesem reklamowym Pampeluny

Gonitwy i całe święto cieszą się w Hiszpanii olbrzymią popularnością, a wśród ludów anglosaskich rozsławił je Ernest Hemingway w opublikowanej w 1926 r powieści „Słońce też wschodzi”. Do stolicy Navarry garną się więc wielkie rzesze turystów, którzy nie mają co robić i są już znudzeni serialami w stylu „Barwy szczęścia” i pragną adrenaliny, szamotaniny, po prostu krwi. Hmm…to mogłaby być również szansa dla naszych polskich stadionów wybudowanych na EURO 2012 i niewykorzystanych. Wpuśćmy na murawę kiboli naszych wspaniałych klubów piłkarskich, którzy od kilkunastu lat nie mogą zakwalifikować się do Ligi Mistrzów, a potem wściekłe, wielki byki. Zabawa byłaby fajna. Można by nawet zaoszczędzić i w ogóle nie wpuszczać byków, ale tylko samych rozjuszonych kiboli, którzy pogonią turystów z takim samym zwierzęcym animuszem, zwłaszcza tych o innym kolorze skóry, i tak samo poleje się krew. Turyści będą dokładnie wyczyszczeni z portfeli, przewróceni na ziemię i sponiewierani, bici i tratowani, dokładnie tak, jak chcieli, a kibole będą równie szczęśliwi. Jeśli mówimy już o piłce nożnej, to sprawa mogłaby pomóc naszej narodowej drużynie w wykuciu formy. Bo jeśli piłkarze za karę pobiegną w gonitwie w Pampelunie, to bojowe byki będą testować szybkość i waleczność naszych reprezentantów. A propos Hemingwaya, to zwiedzałem jego dom na Key West na amerykańskiej Florydzie. Pisarz za życia otaczał się kotami, ale tylko takimi, które miały wadę genetyczną polegającą na tym, że koty miały po sześć palców na przednich i tylnich łapach. Dobrze, że byki w Pampelunie nie mają po sześć rogów, bo ich siła rażenia byłaby znacznie większa.

Toro Bravo – hiszpański byk bitewny

Gonitwa w Pampelunie, bykiTo specjalny gatunek byka wywodzący się od swoich przodków z Azji, a potem udoskonalany na hiszpańskiej północy u stóp Pirenejów, głównie w Andaluzji. Są bardzo inteligentne, zwrotne i agresywne, z ogromną ilością mięśni, silnym karkiem, szerokimi piersiami, dużymi oczyma, by dobrze widzieć przeciwnika, sprężystymi kończynami z długimi pęcinami. Ostre rogi muszą być zawsze skierowane do przodu, ale mogą być zakręcone do góry. Gdy kiedyś zobaczysz takiego byka w swojej oborze, wiej szybko, gdzie pieprz rośnie i nie trać czasu na „zdrowaśki”. Byki dorastają swobodnie na dużych pastwiskach – ganaderias i podlegają ostrej selekcji. Tylko te dzikie i naprawdę agresywne mają szansę wziąć udział w gonitwie i corridzie. Istnieje kilka ras byka bojowego zwanych w Hiszpanii castami różniącymi się od siebie pewnymi cechami zewnętrznymi nazywanymi  trapio. Najsłynniejszymi są rasy: Kastylijska o dostojnym wyglądzie i odporności na zadawane rany, Andaluzyjska i casta Cabrera – o wydłużonym ciele i dużej inteligencji, hodowane w słynnej hodowli Miura. Te byki są bardzo popularne ze względu na ich nieprzewidywalność. Potrafią działać nietypowo i nie dają zwodzić się toreadorom na arenie, ale często ich ranią lub zabijają. Są jak była żona, gdy nie zapłacisz jej alimentów, nigdy nie wiadomo co zrobi ? Jednak trudno dziś spotkać byki z czystych ras, gdyż są one bardzo ze sobą wymieszane. Od porodu aż do walki byki utrzymywane są w grupach wiekowych i obserwowane codziennie przez hodowców, którzy zwracają uwagę na ich temperament i waleczność, jak radzą sobie w walkach o ustanowienie hierarchii w stadzie. Ważne jest by zawsze atakowały w linii prostej z nisko opuszczoną głową, bez zbędnych nieskoordynowanych ruchów. Muszą też charakteryzować się noblezą czyli szlachetnością ruchów.

Gonitwa w PampelunieOko w oko z bykiem

Byki hodowane na ganaderias nie mogą widzieć stojącego przed nimi lub chodzącego człowieka. Dopiero na arenie podczas walki zobaczą go po raz pierwszy, więc byki na pastwiskach przegania się samochodami lub konno. Zwierzęta pędzą żywot na łonie natury, to dla nich plus, choć potem w zamian kończą w kałużach krwi dręczone przez toreadorów. Gdy kiedyś będziesz pracować na rancho hodującym Toros Bravo możesz ubierać się na czerwono, gdyż byki są daltonistami i widzą w odcieniach szarości. Kolor czerwony lub różowy używany przez toreadorów i matadorów jest raczej dla gapiących się ludzi, a byk reaguje na ruch i stymulowany jest odpowiednimi ruchami mulety. Pamiętaj za to, że byk widzi w zasadzie dookoła, pod kątem 330 stopni i jeśli chcesz uciec przed jego rogami, nie chowaj się z boku, a najbezpieczniejszy będziesz za jego zadem. A jeśli rozjuszony byk wtargnie nagle na widownię i zacznie hasać wśród ławek, to uciekaj zawsze w dół areny. Byk ma krótsze przednie kończyny (w stosunku do tylnych) i niechętnie biegnie głową w dół. Waleczny byk ma szansę przeżyć corridę, jeśli spodoba się matadorowi, ten może – za zgodą właściciela hodowli – ułaskawić byka, co symbolizuje się wywieszeniem zielonej chusty przez prezydenta corridy. Zwierzak trafia z powrotem na pastwisko i żyje sobie tam aż do późnej starości oddając się płodzeniu potomstwa i przekazywaniu im genów „walki”. Jeśli Ty ułaskawisz swoje byki, nie wypuszczaj ich do lasu. Widywałem już zbiegłe z obory w PGR-ze i zagubione byczki i jałówki, które pojawiały się tu i tam, a potem znikały, ryły po osiedlowym śmietniku i rogami zrywały linki z praniem wywieszonym przez wiejskie kobiety. No taki byk z gaciami na rogach może nie wyglądać zbyt nobliwie. Ale gdyby paradował z koronkową damską bielizną na łbie, to czemu nie ? Całkiem sympatyczny widok.

Spór o corridę

Gonitwa w Pampelunie, plakat corridyTrwa od dziesięcioleci, czy to jest tradycja czy to jest barbarzyństwo ? To widowisko sprowadzone do Hiszpanii przez Arabów, rytualna walka z bykiem. Składa się z kilku etapów. Najpierw toreadorzy drażnią byka żółto-różowymi płachtami – capami , a potem jeźdźcy na koniach obłożonych  materacami dla ochrony – pikadorzy wbijają mu lance w unerwiony garb na karku, a potem piesi banderilleros dokładają w to samo miejsce krótkie włócznie z łopoczącymi kolorowymi wstążkami, a wszystko po to, żeby zmęczyć mięśnie karku byka i żeby przeżuwacz zwolnił i spuścił głowę w dół. Całości krwawego dzieła dopełnia matador – „zabijacz”, który najpierw popisuje się zręcznymi ruchami mulety i drażni byka prowokując go do szarży, a potem unika jego rogów. Gdy stwór nie ma już ochoty  na taką zabawę, dobija go pchnięciem szpady w kark, tak by przerwać rdzeń kręgowy. W nagrodę matador odcina sobie ucho i ogon byka. O kurcze…kto to wszystko wymyślił ? Taka siła na jednego ? Jeśli będziesz chciał kropnąć swojego byczka z gospodarstwa, zrób to jak należy, nie baw się w takie rzeczy, zwłaszcza, że możesz zrobić sobie krzywdę.

Zapraszam do wpisu:

https://przygodypiotra.pl/podroze-piotra/podroz-do-hiszpanii/

Dodatkowe możliwości medialne w Twojej oborze

A gdyby tak założyć w Twojej oborze kamery i puścić odpłatnie zarejestrowane filmiki w Internecie ? Myślę, że można by zrobić niezły biznes, bo amatorów chcących oglądać gonitwę z polskimi bydlętami w naszych oborach byłoby dość sporo. Z czasem trzeba by zrobić w oborze stanowisko dla komentatorów z radio i TV, żeby na gorąco przekazywać wrażenia z gonitwy. Szczególnie, gdy pijany wrócisz po nocy ze swoimi kamratami, a za szarżującego byka robić będzie Twoja żona czekająca od kilku godzin z kolacją. Oj, nawet gdy schronisz się w oborze, pogoni Cię, że hej, a ilość ofiar wśród Twoich towarzyszy broni czyli „od kieliszka” może znacznie przewyższyć tę z gonitwy w Pampelunie. Aktywność rozłoszczonej żony może też znacznie nadwerężyć ich stan uzębienia. Ale i nasze bydlaki skore są do walki. Kiedyś wizytowałem oborę pewnego hodowcy krów w Wielkopolsce, a wśród dorodnych krasul był jeden urodziwy byk. Łypał na nas złym okiem i ze spuszczoną głową szykował się do walki. Rolnik ostrzegł mnie, żebym uważał, bo ten był atakuje. Potem, gdy przechodził obok zwierzęcia, dźgnął go widłami w zad, a zwierzak aż się zagotował w sobie i dobrze, że powstrzymywał go gruby łańcuch.

– Widzisz Pan ? Un ciągle atakuje – skonstatował rolnik

Widły zamiast mulety ? W sumie czemu nie ? „Polacy nie gęsi” – jak mawiał nasz pisarz, też swoją tradycję mają.

Gonitwa w Pampelunie

Gonitwa z jałówką pod Szamotułami

Kolczykowaliśmy wtedy stado kilkudziesięciu krów i jałówek utrzymywanych luzem w wielkiej stajni na śliskiej nawierzchni, pośrodku której były dwa rzędy wielkich koryt. Bydlęta wyłapywaliśmy systematycznie jedno po drugim na lasso, ale okiełznać kolejną sztukę było co raz trudniej. Krowy biegały wokół całym stadem jak oszalałe, buzowała w  nich adrenalina i w naszych spoconych, okutanych grubymi kurtkami ciałach również. Wreszcie pozostała do odłowu już tylko jedna jałówka. Ale tak uciekała i robiła wspaniałe uniki, że za żadne skarby świata nie można było jej złapać. Żaden torreador nie miałby z nią szans. Właściciel stadka stwierdził, że należy krowinę przegonić do mniejszego pomieszczenia graniczącego z oborą, a potem zablokować jej drogę ucieczki 4 metrowym metalowym płotem przywiązanym sznurkami do słupów stropowych. Wtedy będzie nasza. Wszystko układało się zgodnie z planem, ale tylko do momentu przywiązania płotu. Gdy już czailiśmy się i prężyliśmy do skoku na odizolowaną od stada jałówkę, ta wściekła się jeszcze bardziej i pochyliwszy głowę w dół, z impetem ruszyła do przodu, do natarcia. Jak najlepszy byk bojowy. Rozpierzchnęliśmy się na boki, ale zwierzak nie zamierzał się zatrzymywać i głową wbił się w sam środek płotu. Pręty wygięły się od uderzenia, a głowa przeszła przez nie na wylot, sznurki zerwały się w jednej chwili, a płotek  znalazł się na łopatkach jałówki. I jęła galopować z tą kupą żelastwa na szyi po całej oborze siejąc strach i spustoszenie wokół. Dwa metry śmiercionośnego metalu wystawało z jej  lewej strony i dwa metry z prawej. Wyglądała jak myśliwiec nurkujący. Uganiała się za nami, a gdy się zbliżała, ktoś z nas krzyczał ostrzegawczo: „uwaga, leci !” i wszyscy w popłochu skakaliśmy przez koryta jak konie na Wielkiej Pardubickiej i padaliśmy na ziemię, w krowie łajno, a żelastwo przetaczało się nad nami. Gdybyśmy w porę nie zeszli jej z drogi, zwłaszcza wtedy, gdy robiła zwrot, z pewnością znaleźlibyśmy się na cmentarzu lub miesiącami nie wychodzili od dentysty, a raczej od chirurga szczękowego. Niestety, na corridzie nie ma równouprawnienia płci i liczą się tylko byki, więc nasza rezolutna jałówka nie ma szans na angaż.

Gonitwa w Pampelunie, pierwsze straty ludzkie 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *