Uzdrowiciel zwierząt.

Uzdrowiciel zwierząt.

No czasem tak się zdarza, że trzeba uzdrowić jakieś zwierzę. Choć nie za bardzo ufam różnym szamanom i cudotwórcom, to jednak udało mi się raz w życiu zadziałać jak prawdziwy uzdrowiciel zwierząt. Bywa przecież tak, że nie ma w pobliżu żadnego lekarza weterynarii, a nawet jeśli są, zdarza się, że są bezużyteczni. Kiedyś spotkałem pewnego lekarza, którego wezwali do świni. Niestety chwilę wcześniej, zanim przyjechał, zdechła. Na pytanie: “dlaczego wyzionęła ducha“, wzruszył tylko ramionami i szczerze odparł: “bo widocznie coś w niej pierdalnęło”. Ale wróćmy do mojej historii uzdrowienia, a było to pewnego dnia na dalekiej prowincji w Karolinie Północnej w Stanach Zjednoczonych.

Czarni Fellas diagnozują loszkę.

Uzdrowiciel zwierząt. Ekipa.Moi druhowie czyli Murzyni: Jerry, Erwin i Eugene biedzili się nad chorymi ich zdaniem loszkami, które były pod ich kuratelą, a teraz bez ruchu leżały obok siebie na podłodze kojca. Były blade i bardzo osłabione, a było ich pięć. Kamraci stali nad nimi dookoła i tworzyli specyficzne konsylium lekarskie i usiłowali wykombinować co może im dolegać i jak im pomóc ? Zdążyli już wstrzyknąć w te świnki wszystkie medykamenty jakimi dysponowała ferma, ale poprawy nie było.

To musi być coś nietypowego, jakiś ciężki przypadek – zawyrokował Jerry.

No, ale co teraz zrobimy ? – zapytał Eugene i podrapał się po wielkim brzuchu i przepuklinie, a potem po głowie.

Już wiem ! Panowie ! Przyprowadźcie tego człowieka z Holland. Bring Piter !  – krzyknął uradowany Erwin.

No pewnie ! Jeździ na jakieś szkolenia, jest z dalekiego świata, to niech się teraz wykaże – zgodzili się z Erwinem jego kumple. Tyle, że ja nie byłem z Holland, ale z Poland. Ale to jeden pies dla nich. Często spotykałem się z pytaniem: czy w Europie wszyscy mówią po angielsku i jakiej odmiany ja używam ? Jakoś nie mieściło im się w głowie, że w Europie mamy tyle języków. I po co ?

Nadchodzi Piter – wybawiciel.

No i mnie wezwali. Przyszedłem i zapoznałem się z problemem, a potem powiedziałem im: „Moi Drodzy, postaram się pomóc, ale zostawcie mnie samego, ok ?”. Wszedłem do kojca i gorączkowo myślałem co tu zrobić ? Kurde, jak ja to załatwię ? Myślałem i myślałem, ale eureki nie było, żadne rozwiązanie nie nadchodziło. Gdy już byłem bliski rezygnacji i chciałem wyjść z kojca, mój wzrok padł na poidło, a raczej na metalowy smoczek. Hm…coś tu nie pasiło, bo widać było, że jest suchy jak pieprz. Szybko podszedłem i dotknąłem poidła, no i okazało się, że nie działało, bo zapchało się rdzą i paprochami. Wystarczyło je wykręcić i przeczyścić, a potem umieścić na swoim miejscu z powrotem. Następnie ręką nadusiłem smoczek i czysta woda siknęła drobnym strumieniem pod ciśnieniem ochlapując leżące loszki. Gdy tylko poczuły zimne krople cieczy na swojej skórze i usłyszały zbawienny syk poidła, zerwały się na równe nogi, jakby narodziły się na nowo i dopadły po kolei do wodopoju, żeby się po prostu napić.

Uzdrowiciel zwierząt.Czarni Fellas powracają.

Gdy moi Zleceniodawcy wrócili do mnie i swoich loszek, powiedziałem im, żeby nic nie robili, tylko poczekali 24 godziny, a potem loszki będą zdrowe.

Trochę w to nie wierzyli, ale i tak nie mieli innych pomysłów. Nazajutrz okazało się, że loszki biegają po kojcu jak dzikie konie, a po ich słabości nie zostało już śladu. Ano tak to już jest, jak nie pijesz, to nie jesz, a jak nie jesz, to słabniesz i …giniesz. Oczywiście nie powiedziałem moim druhom co tak naprawdę zrobiłem i do końca żyli w błogiej nieświadomości. Od teraz zawsze patrzyli na mnie z szacunkiem i z podziwem i mówili: „ten gościu naprawdę uzdrawia zwierzęta”. A wystarczy najpierw się napić, a potem jeść. Albo jeść, a zaś pić, żeby jeść ponownie. W końcu ja też, nie jem zagrychy dopóki nie obalę ćwiartki wódki.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *