Hasztag: Rozeźlone niewiasty nad laguną Balos

Laguna Balos. Podróż na Kretę.

I po raz kolejny trafiamy na grecką wyspę – Kretę. Nie, to nie jest wyspa dla kretynów, choć wielu takich znajdziesz pośród ogromnego wielojęzycznego tłumu turystów napierających na Kretę każdego roku jak szarańcza lub stonka zrzucana na nasze pola, podobno przez Amerykę, podczas komuny. Niestety, jak jest piękne miejsce na ziemi, to musi zderzyć się z turystyką masową. Jak jest piękna i dorodna kobieta, to ma mnóstwo adoratorów. Tak samo jest z naszą bohaterką, a więc dzisiaj: Laguna Balos, podróż na Kretę.

Laguna Balos. Widok ogólnyKretę zamieszkują Kreteńczycy i choć ich wyspę oblewają ze wszystkich stron morskie wody, to oni czują się raczej ludźmi gór i wolą wypasać swoje owce i kozy w górskich spokojnych zakątkach, aniżeli czas spędzać na hałaśliwym i morskim wybrzeżu. Wolą góry od żeglowania i użerania się z turystami. Duży odsetek Greków na Krecie pracuje co prawda w turystyce, ale gdy sami mają wolne, wyjeżdżają wtedy w ustronne górskie rewiry i odpoczywają w swoich skromnych włościach z dala od zgiełku. Ale i tutaj widać zmiany cywilizacyjne, które dopadną każdego, bo dzisiejsi pastuszkowie ubrani są w jeansy i nowoczesne buty, zamiast w swoje proste tradycyjne stroje, a zamiast osłów do transportu używają aut terenowych.

Wypad na Balos. Czemu nie ?

Przechadzałem się właśnie z nastoletnią córką po plaży w Malii, która słynie z hord bawiących się i upijających się Anglików, którzy w sezonie opanowują tę miejscowość żyjącą tylko z turystów. Gdy w zadumie gramoliliśmy się przez piaski Malii, szybko dopadli nas młodzi Angole i zaczepiali moją córkę:

Hellooo, chcesz się zabawić ? Skąd jesteś My Kitty ? Zapraszamy na imprezę ! – nagabywali ją młodzieńcy, ale córka odwracała się tylko i wskazywała na mnie palcem.

Aaa…he’s your father (czytaj: zawalidroga)? – mówili wtedy i mina im trochę zrzedła, no bo co mieli ze mną zrobić ? Jednak po chwili znów się uśmiechnęli i powiedzieli, że i dla mnie znajdą fest kobitkę do zabawy. O ! Jacy mili chłopcy, wiedzą jak podejść do człowieka na wakacjach. Chociaż i tak mam do nich pretensję, bo długo taksowali mnie wzrokiem chcąc ocenić wiek kandydatki dla mnie, a jeszcze kilka lat temu ksiądz na kolędzie zapytał mnie jak idzie mi religia w szkole ? Myślał, że jestem starszym bratem mojej córki, która wcześniej musiała pokazać mu zeszyt z religii.

W każdym razie nie skorzystaliśmy z oferty Anglików i poszliśmy dalej. Szybko wyłowiliśmy z tłumu naszą ojczystą mowę, bo nieopodal stała grupka Polaków i głośno dyskutowała o tym co trzeba zobaczyć na Krecie. Wśród wielu obowiązkowych destynacji zawsze padała nazwa: Laguna Balos. To istny cud natury i bez zobaczenia jej nie można wyjechać z Krety. A więc postanowione, i my pojedziemy nad Lagunę Balos, no bo czemu nie ?

Niestety mieszkaliśmy w Hersonissos, na wschodzie wyspy, a Balos leży na półwyspie, który jest najbardziej wysuniętym punktem na Krecie na zachód, oddalonym o ponad 3 godziny jazdy od naszego noclegowiska. Szybko wykupiliśmy więc wycieczkę w lokalnym biurze podróży SeaLand (godne polecenia, odwiedź ich stronę: www.zwiedzajkrete.pl !).

Laguna Balos. Zapraszam.Droga nad Balos

Nazajutrz o świcie wsiedliśmy do piętrowego autobusu na oznaczonym skrzyżowaniu, co było trochę stresujące, bo do owego miejsca zjeżdżało się mnóstwo busów i autokarów, przybywały szybko i licznie jak wygłodniałe psy do pełnej miski żarcia, stały tylko kilkanaście sekund i żeby nie tamować ruchu zaraz ruszały dalej. Przez ten krótki czas trzeba było wyszukać swój właściwy pojazd i szybko wskoczyć do jego środka. No ale udało się, ruszyliśmy i trasa wiodła nadmorską drogą szybkiego ruchu, przejechaliśmy przez Heraklion, Rethymnon, Chanię – gdzie już byliśmy (zobacz wpis):

https://przygodypiotra.pl/podroze-piotra/przygoda-w-grecji-zachodnia-kreta/

, a potem niedaleko Malerne, gdzie Niemcy dokonali skutecznej inwazji na wyspę podczas II wojny światowej. Ale okupili to zwycięstwo ogromnymi stratami dzięki zaciekłej obronie Kreteńczyków, którzy wręcz roznosili na widłach lądujących spadochroniarzy. Dzisiaj Malerne to spokojne miejsce, gdzie wiatr hula pomiędzy polnymi kwiatami obrastającymi groby.

Laguna Balos. Cmentarz w MalerneLubię takie miejsca, znak czasu, piętno historii. Jednak podczas wojny Kreta spokojnym miejscem nie była, Niemcy pamiętali swoje straty podczas inwazji i w ramach odwetu na wyspie panował terror. Wreszcie po tych rozmyślaniach dojeżdżamy do Kissamos, a tam okrętujemy się na promie, aby nim wpłynąć do laguny Balos. Poza drogą morską do miejsca można dotrzeć samochodem, choć nie do samego końca. Autem trzeba zatrzymać się na prowizorycznym parkingu wzdłuż drogi (w sezonie sznur aut ma 2-3 km długości) i potem iść pieszo w skwarze słońca około 40 minut. Na samym końcu jest ostre zejście w dół, po bardzo kamienistej drodze, ale widoki z niej są zapierające dech w piersiach. Do owej trasy jeszcze powrócę. Gorzej, że po pobycie na Balos, trzeba tą drogą wspinać się  do pozostawionego samochodu. Droga do naszego rajskiego celu wiedzie krętymi, wąskimi i szutrowymi drogami, często skrajem urwiska, trzeba jechać dość wolno, a auto powinno być terenowe. Jeśli pożyczysz osobowe, to uważaj na uszkodzenia, aby nie było problemów z ubezpieczeniem. Jeśli boisz się jeździć autem w takich warunkach, to jedź bardziej na południe do innej magicznej plaży w Elafonisi.

Laguna Balos. Twierdza Gramvoussa na szczycieWyspa piratów – Gramvoussa

Zaletą korzystania ze statku jest krótka wizyta na wyspie Gramvoussa, która jest fajnym i cudownym przystankiem w drodze do Balos. Statek zatrzymuje się na 45 minut, a w tym czasie ogromna fala turystów wylewa się z wnętrza promu i grubym sznurem, w wielkim pochodzie wspina się na szczyt wyspy i twierdzy Gramvoussa, żeby po kilku chwilach na górze, szybko zejść i zdążyć na prom.

Laguna Balos. Tłum turystów szarżuje na twierdzęW tym miejscu rezydowali kiedyś piraci, bo gdy Kreta była pod okupacją turecką, to tutaj chronili się Kreteńczycy i żeby z czegoś żyć, trudnili się piractwem. Mieli nawet swoją Matkę Boską Złodziejską, skoro sami byli złodziejami (w rozumieniu prawa), chcieli mieć swoją Opiekunkę. Także magistrze Ziobro, powstrzymaj swoje konie i armaty, nie aresztuj mnie o świcie za obrazę wizerunku religijnego, tak jak performerkę naklejającą wizerunek Matki Boskiej na tle tęczy. Matka Boska Złodziejska była po prostu historycznym faktem.

Teraz piraci mieliby łatwo, wystarczyłoby stać u bram ich twierdzy i kasować turystów, każdego po kilka euro i kasa by się zgadzała. Wszyscy byliby zadowoleni, bo za takie widoki, jakie ukazują się z wierzchołka wyspy zapłacić naprawdę warto.

Laguna Balos. Widok z Gramvoussa 1

Laguna Balos. Widok z Gramvoussa 2Pierwsze problemy nadchodzą

Na Gramvoussa dały się słyszeć pierwsze pomruki niezadowolenia polskich niewiast. Gdy tylko wyskoczyły ze statku na mury twierdzy, na głazy i kamienie, zaraz zaczęły pozować do zdjęć jak najlepsze modelki, wiatr czochrał im włosy, a one wyginały się jak Elastyna na wszystkie strony świata, z ręcznikami rozciągniętymi artystycznie za plecami, chustami, kapeluszami na głowach, z pieskami na rękach, no..pozy były przeróżne.

Laguna Balos. Gramvoussa 3Ich mężczyźni mieli tylko wykazać minimum zaangażowania i pstrykać im fajne fotki, które szybko miały zasilić instagrama i pokazać, że „I am sexy”. W kraju miał wszystkich  trafić szlag z zazdrości. Niestety często tak nie było, bo panowie szybko się nudzili, a i piwa nie mieli wtedy jak trzymać, więc się niecierpliwili, a do ich pracy wkradała się bylejakość, co bardzo denerwowało nasze panie. Rozeźlone doskakiwały wtedy do nieszczęsnych fotografów, którzy bez należytej atencji  robili te fotki i warczały: „jak chcesz, żebym sama chodziła i robiła sobie zdjęcia to powiedz ! Wcale nie musisz ze mną być !” Potem obrażeni na siebie wracali na pokład, nie odzywając się, a przed nimi była jeszcze Balos. Takich par było niestety dość dużo i trzeba było uważać, żeby nie dostać się w oko cyklonu. Raz i mnie się dostało, ale o tym w finale.

Laguna Balos. Gramvoussa 4

Laguna Balos

No i nareszcie przybyliśmy nad lagunę, prom przycumował niedaleko, otworzył swoje podwoje i hurraaa…turyści z ręcznikami pod pachą i wszelkim dobytkiem wysypali się szeroką ławą. Najpierw brodziliśmy w wodzie, bardzo płytkiej lagunie, żeby dojść na skrawek plaży.

Laguna BalosW wodzie moczyły się już setki ludzkich organizmów, leżeli po prostu na plecach jak placki smażone na patelni, obmywane przez płyciutką wodę. Wyglądało to trochę jak kolonia lwów morskich, ale ponieważ teren jest dość obszerny, więc każdy znajdzie miejsce dla siebie. Laguna jakoś radzi sobie z masą turystów. Gdy doszliśmy do plaży, po drugiej stronie cypla był głębszy akwen wodny z krystalicznie czystą wodą, wyglądała tak świeżo, że aż chciało się dać nura w jej toń.

Laguna Balos. Krystalicznie czysta wodaNiestety trzeba uważać na kamieniste podłoże, które utrudnia swobodne wejście do wody, ale gdy to już się stanie, cudowna woda obmywa ciało, że aż chciałoby się być rybą i żeby wyrosły człowiekowi skrzela. Niestety czysta woda działa jak lustro, odbija się w nim wszystko, zmarszczki na gębie, krzywe zęby i inne mankamenty, dlatego najlepiej jak najszybciej dać nura w masce i z rurką do oddychania. Woda jest niebiesko-zielonkawa, nie da się określić jednego koloru, bo to cała paleta barw, tak jakby Bóg – wielki Malarz Świata (Twórca), maczał w tej wodzie swoje pędzle po robocie. A wszystkie te kolory kontrastują z bielą piasku. Cud natury ! Zaiste !

Finał na Balos

Laguna BalosŻeby mieć piękny widok na panoramę Balos najlepiej udać się pieszo do drogi, która służy przybyszom przybyłym samochodem i którzy muszą korzystać z niej, aby zejść z parkingu na dół. No i tak zrobiłem, a potem zacząłem wspinać się po kamienistych schodach na górę, a żar lał się z nieba. Im wyżej byłem, tym piękniejszy widok ukazywał się moim oczom. To tak jakby powoli rozbierać kobietę, a cuda ukazywały się po kolei. Aż na nagle na mojej drodze ukazała się polska para: ona – modelka pozująca na kamieniach i on – fotograf, który starał się uwiecznić wspaniały widok swojej wybranki z laguną w tle. Sesja trwała już wiele minut, a para blokowała przejście i punkt widokowy. Oczywiście mężczyzna chłostany był strumieniem uwag miotanych z niecierpliwością: „ale staraj się, i zmień mi minę, rób jeszcze !”. Proceder trwał dłuższy czas, więc przysiadłem sobie nieopodal na kamieniu i czekałem na moją kolej. Wreszcie fotograf opuścił aparat i powiedział, że zrobione. Już się odwracał i zamierzał pójść w górę drogi, gdy partnerka zatrzymała go szarpnięciem, wyrwała mu aparat i stwierdziła: „zobaczymy czy jest dobrze ?” , a potem szybko obejrzała fotki. Na końcu odmalowała się na jej opalonej twarzy złość i krzyknęła: „no i zjebałeś ! Tu w rogu na dole jest nasz stary plecak i te ręczniki widać rozwalone na dole. Wszystko spieprzyłeś…całe ujęcie do kitu !” – krzyczała niewiasta i zarządziła powtórkę. Gdy chłop zaczął oponować dostało mu się, że nie wykazuje dość empatii i nie przejmuje się ujęciami swojej dziewczyny.

Laguna Balos. Tropikalny sznyt GramvoussaNie rozumiesz, że robimy zdjęcie wakacji na fejsa i musi być super ? Damy #grecja, #wakacjeżycia, #balos…– tłumaczyła kobitka.

Gdy po kolejnych 5 minutach para wykonała już swoje fotki, które zadowoliły bohaterkę, wtedy zarządziła, żeby jej mężczyzna stanął teraz na kamieniach tyłem do niej, a twarzą skierowaną ku Balos i żeby napiął mięśnie, bo ona zrobi mu super zdjęcie. Potem spojrzała ku mnie ze złością i krzyknęła do swojego modela, że „trzeba trochę poczekać, aż ten pan sobie pójdzie, bo wchodzi w kadr i przeszkadza”. No cóż….nie zrobię już mojego super zdjęcia z wakacji, nie doczekam się, więc wstałem, pomyślałem: „hasztag.mamcięwtyłku i poszedłem z powrotem.

Laguna Balos. Dzieje się...Po drodze minąłem Greka z dwoma mułami, które stały sobie pod dachem i czekały na leniuchów, których należy podrzucić na grzbiecie. Oj, dostawało mu się słownie od naszych pań, które oburzone krzyczały do swoich facetów: „widzisz jak znęca się nad tymi osłami ?”. Hm…ale to nie są osły, tylko muły, a skwar, kamienie i góry to ich życie. Właśnie od tego są. Jednak faceci nie przejmowali się tym za dużo tylko często mówili: „nie przejmuj się, zjedz kanapkę, napij się wody i nie pier….”.

Czego i Wam życzę ! No i wizyty na Balos oraz na Gramvoussa !

Laguna Balos. Na górze twierdzy 2Laguna Balos. Na górze twierdzy 1

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *