Podróż na Bornholm. Bornholm Tour Adventure
Postanowiłem złapać jeszcze kilka dni spokoju i wyjechałem na tydzień na duńską wyspę Bornholm, na samym środku Bałtyku. Ponieważ była końcówka wakacji, więc deal był taki, że musiałem zabrać ze sobą trzy nastolatki o imionach zaczynających się na „A”. Zatem 3 x A i ja wsiedliśmy po prostu do samochodu i pojechaliśmy do niemieckiego miasta Sassnitz, gdzie wpakowaliśmy się na prom. Tak zaczęła się nasza podróż na Bornholm w Danii. Po kilku godzinach kołysania na falach Bałtyku dobiliśmy do głównego portu na Bornholmie czyli miasta Ronne. Generalnie Bornholm okazał się jedną wielką wioską, malowniczo położoną wśród nadmorskich klifów, a dookoła otaczały nas piękne widoki rodem z Chorwacji lub Grecji, pasły się spokojnie owce, kozy i krowy na malowniczych polach z małymi kolorowymi domkami. Nie było wielkich hoteli z basenami, ale panowała sielska i spokojna atmosfera. Białe kościółki i stare drewniane wiatraki oraz ruiny opowiadające historie z przeszłości były wartościowym uzupełnieniem walorów przyrodniczych wyspy. Hm..muszę przyznać, że mały kraj jakim jest Dania – najmniejszy spośród państw Skandynawskich, nieźle kombinuje, bo swego czasu zagarnęła Bornholm, wyspy Owcze i wielką Grenlandię, tym samym uzyskała lepszą pozycję w rankingu państw pod względem powierzchni. Dawno, dawno temu, Polska była potęgą militarną, jak dzisiejsze NATO, ale nie rozumiem dlaczego nasi ówcześni królowie nie sięgnęli po Bornholm i o nim zapomnieli ? Szkoda, bo nad tym naprawdę fajnym miejscem powiewa dziś flago biało – czerwona, ale duńska, nie polska.
Spokój to pierwsza zaleta jakiej można doświadczyć na wyspie, co było ważne, zwłaszcza w nerwowym świecie, który nas otaczał. W końcu na skutek ataku PED – wirusa zabijającego prosięta na wielką skalę, od zachodu, ASF – afrykańskiego pomoru świń (śmiertelnego jak ruska armia), od wschodu i Eboli – gorączki krwotocznej, od południa, jedynym sensownym kierunkiem była północ. Żeby ominąć Kołobrzeg (stąd wypływają również promy na Bornholm do Nexo), w którym wciąż trwają drobne burze z piorunami, bo mój kuzyn nadal nie oddał swojej byłej żonie płyty Piaska, za co ta robi mu karczemne awantury, pojechaliśmy właśnie do Niemiec do Sassnitz, bo lubimy ciszę. Spokój i cisza na Bornholmie są cudowne, ale nie oznaczają, że to miejsce wieje nudą, że to punkt zborny wyłącznie dla staruszków. Życie na wyspie nie zasypia, ale ukrywa się pod kamieniami i skałami, tli się mocnym żarem jak w moim grillu. Więc o brak rozrywek się nie obawiaj, choć o głośnych dyskotekach musisz zapomnieć.
Cały tydzień spędziliśmy w miejscowości Ro, niedaleko Gudhejm, w drewnianym domku wakacyjnym w którym królowały meble i wyposażenie z IKEA, a sam domek zbudowany był na spokojnym osiedlu pośród lasów, gdzie sąsiad sąsiadowi nie wchodził w paradę.
Pomimo, że decyzja o przyjeździe na Bornholm zapadła spontanicznie i nic nie mieliśmy zorganizowane, to jednak codziennie spotykały nas nieoczekiwane sytuacje.
Nie ma to jak rower i stary zamek
Pierwszego dnia postanowiliśmy pojeździć na rowerze, więc wypożyczyliśmy wehikuły w Gudhejm i wybraliśmy się w drogę do Sandvig wzdłuż malowniczego wybrzeża. Trasa liczyła ponad 20 km, a na końcu dotarliśmy do ruin zamku Hammershus, skąd widok na Bałtyk jest niecodzienny i przepiękny. Hammershus to największy kompleks fortyfikacji w Europie północnej wybudowany w XIII wieku przez arcybiskupa Lumpa….wróć ! Lunda oczywiście, który walczył o hegemonię z królem Danii i chciał mu pokazać jak jest silny. Inna teoria głosi, że zamek był miejscem zbiórki dla króla Danii przed wypadem na wyprawy krzyżowe. W każdym razie zamek miał znaczenie militarne przez 4 wieki do momentu wynalezienia broni palnej i artylerii. Potem podupadł, a lokalni ludkowie częściowo go rozebrali zagarniając jego cegły na inne budowle. Dziś Dania stara się odrestaurować zamek i możesz spędzić w nim fajne chwile w cieniu starych murów. Po drodze stwierdziliśmy, że pojedziemy na skróty przez gęste leśne ostępy, a skutek był taki, że nadłożyliśmy dodatkowe kilometry i straciliśmy 3 godziny czasu. Na końcu drogi nikt nie miał sił, aby wracać tą samą drogą do Gudhejm. Zatem czekaliśmy na autobus, aby negocjować stawkę przewozową za mnie, trzy nastolatki i 4 rowery, a opłata za bilety pochłonęła znaczną część naszego budżetu. Po drodze moja córka wciąż narzekała, że źle się jedzie na przydzielonym jej rowerze, ale nikt jej nie słuchał. W końcu marudzi i marudzi i na pewno jej w dupie się przewraca. Ale na końcu okazało się, że w tylnym kole nie było żadnego powietrza. Jak pokonała ponad 25 kilosów na kompletnym flaku i to po piaskach ? Zuch baba ! Bornholm to wspaniałe miejsce do jazdy rowerem, wypożyczalnie są w każdej mieścinie na wyspie, a można się naprawdę zmęczyć ze względu na górzysty teren i polne, nierówne drogi.
Pogoda zmienna jest
W kolejnym dniu pojechaliśmy na drugi koniec wyspy na wspaniałe piaszczyste plaże Dueodde i Balka, które szerokim drobno piaszczystym pasem przylegają do morza. Gdy tylko rozłożyliśmy plackiem nasze blade ciała na piasku rozpadał się deszcz, który dość często nadchodził znienacka. I tyle było z popasu nad brzegiem morza, trzeba było się zwijać. Pojechaliśmy więc zwiedzić jakąś leśną dolinę niedaleko, a w niej leśny wodospad. Po dwóch godzinach marszu w leśnych ostępach, po którym zaczęliśmy czuć się jak żubry w kniei, wielkie krople deszczu ponownie oderwały się od chmur i gradem zasypały nasze głowy, szyje i resztę ciał. Przez następne dwie godziny broczyliśmy w strugach deszczu, w błocie, ślizgając się i przewracając na gliniastych, stromych i wyboistych ścieżkach. Posuwaliśmy się do przodu jak stare dziadki bez swoich lasek, a do domu dotarliśmy brudni jak dzikie świnie i mokrzy aż do samych gaci, jednak szczęśliwi, uśmiechnięci i odprężeni, czuliśmy się świeżo jak nowo narodzeni. O dziwo, nastolatki nie wypowiedziały żadnego słowa skargi. Byłem więc w niebie, a do tego całą eskapadę zakończyłem butelką czerwonego wina, która często pomagała mi przetrwać trudne chwile z dojrzewającymi dziewczętami. Ale tak to już jest z tą duńską wyspą, możesz poczuć się na niej jak nad morzem, jak w górach i jak na wsi, masz 3 in 1 ! Możesz oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o ex żonie, byłym mężu, gderliwym kochanku, pieprzniętym szefie i o inkasencie z Providenta. Tell them: „good bye”.
Za dużo tych Andersenów
Kolejnego dnia pojechaliśmy do Nexo i zwiedziliśmy dom znanego bajkopisarza Andersena, który z Kopenhagi przeprowadził się kiedyś do Nexo na Bornholmie i po wykonywaniu wielu niełatwych zajęć został pisarzem i królem bajek, choć dla mnie wiele z nich jest smutnych. Andersen napisał kiedyś bajkę o świniopasie, który naprawdę był księciem i starał się o względy księżniczki. Ta jednak go nie chciała, ani prawdziwych darów jakie dla niej miał. Został więc świniopasem, żeby być blisko niej i robił dla niej zabawki pod przykrywką, które ona chciała mieć za wszelką cenę. Na końcu świniopas stwierdził jednak, że księżniczka jest pusta i przebrał się z powrotem w strój księcia, po czym odrzucił księżniczkę. Może chłopak miał za duże oczekiwania, któż z nas ich nie ma ? Wracając do naszego muzeum, tak nam się wtedy wydawało, że chodziło o Christiana Andersena, ale wewnątrz okazało się, że mamy do czynienia z Martinem Andersenem – lokalnym komunistą. Teraz zrozumiałem dlaczego w muzeum nie było żadnych ludzi poza nami, a znudzony kasjer sprzedający nam bilety zapytał się nas z troską w głosie: „jesteście pewni, że na pewno chcecie zwiedzić to muzeum ? Wszyscy z Was ?” Po tej małej pomyłce poszliśmy do restauracji w Nexo i z nieczytelnego menu zamówiliśmy dania, które ktoś nam polecił. Dziewczyny wzięły sobie coś o nazwie: „Herring”. Okazało się, że dostały niedobre ich zdaniem śledzie z cebulą i chlebem (miejscowy przysmak) i nie ruszyły niczego. „Gdzie jest McDonald ?” – pytały nieustannie, ale na szczęście nie było żadnego na wyspie. Poza tym po zjedzeniu 4 porcji śledzi w oleju, których też nie za bardzo lubię, zagroziłem im, że zaraz zwymiotuję, jeśli nie przestaną kłapać dziobem. Jednak potem pojechaliśmy do marketu Netto kupić 2 kg zamrożonych frytek i upiekliśmy je potem w naszej chatynce. Moje niewiasty wreszcie były zadowolone i po frytkowej uczcie twarze miały upieprzone w ketchupie. Wyglądały jak świnki, były jednak w barwach narodowych Danii i Polski, biało – czerwone. Przy okazji, aby uspokoić nerwy musiałem opróżnić kolejne wino. Przez te baby zostanę alkoholikiem !
Chcesz mieć joba ? Go to the Joboland !
Wreszcie nadszedł czas wizyty w parku rozrywki Joboland, który położony jest w centrum wyspy. Spędziliśmy w nim cały dzień poddając się różnym aktywnościom, pływaniu po małym jeziorku w łódce, wspinaniu się po drzewach, obserwowaniu małego inwentarza: ptaków, świnek morskich, owiec, kóz, a nawet mieliśmy kontakt z małpami, graliśmy w golfa, a także kąpaliśmy się w basenach i zjeżdżaliśmy w wodnych rurach. Jedno zastrzeżenie mieliśmy takie, że woda była lodowata. Gdy zjeżdżaliśmy długą rurą do wody, wiedzieliśmy, że za chwilę wpadniemy do przerażająco zimnej wody i na chwilę stracimy możliwość swobodnego oddychania. Co oni chcieli z nami zrobić ? Zamrozić jak mamuty dla przyszłych pokoleń ? Ale czuliśmy się po tej kuracji zdrowo i zrelaksowani i może właśnie o to chodziło.
Czas kończyć
So…really we had a great time na wyspie ! Oczyściliśmy nasze umysły i naprawdę odpoczęliśmy, więc szczerze polecam Bornholm jako twoją wakacyjną destynację. Gdzieś tam jeszcze zgubiliśmy się w drodze na Paradisbakkerne i znów błądziliśmy po lesie, ale to tylko dodało naszemu pobytowi kolorytu i posmaku przygody. Gdy do tego dodamy nocną grę w karty i w monopol w naszym domku, nieśmiertelny film „Gang Olsena” w telewizji i wspaniały słynny ser pleśniowy „Dana – blue” produkowany na wyspie oraz możliwość podziwiania słynnych motyli, otrzymamy świetną wypoczynkową mieszankę.
Zatem „Are you born to Bornholm ?”
Przeczytaj również: