Świnka wietnamska. Mała Grubaska przybywa z daleka
Jak sama nazwa wskazuje: świnka wietnamska, nasza bohaterka pochodzi z Azji, a konkretnie z Wietnamu i do Europy sprowadzono ją w XIX wieku z okazji otwarcia ogrodu zoologicznego w Budapeszcie. Świnki wietnamskie stały się bardzo popularne (wraz z węgierską mangalicą) we wszelkiego rodzaju gospodarstwach agroturystycznych, ekologicznych, w gospodarstwach małotowarowych prowadzących chów ekstensywny, ponieważ świnki nie mają dużych wymagań. Wystarczy im mały chlewik i nieduży wybieg z dostępem do łąki lub pastwiska, choć im większą powierzchnią dysponują, tym lepiej. Na okólniku powinny znajdować się miejsca zadaszone w których świnki będą mogły się schować przed słońcem. W końcu w Wietnamie miejscowym farmerom się nie przelewa i świnka musi być odporna na zmieniające się warunki klimatyczne oraz dostosowana do skąpej bazy paszowej. Nasza świnka stała się również ulubienicą wyższych sfer, w tym przedstawicieli show biznesu. Znana jest zażyłość między świnką wietnamską, a słynnym amerykańskim aktorem Georgem Clooneyem, który żył ze swoją świnką wiele lat. Różne kobiety przychodziły i odchodziły, ale świnia przetrwała wszystkie te związki i na zawsze pozostała kumplem aktora, aż do swojej śmierci. Mięso świnek wietnamskich niewiele różni się od zwykłej wieprzowiny, ale dzięki śmiesznemu wyglądowi, miłemu usposobieniu i niedużym wymaganiom, utrzymuje się je często jako żywe maskotki, a nie jako żywiec. Świnka Clooneya spała często w jego łóżku, więc gdy położysz się spać, a masz w domu Wietnamkę, to uważaj gdy usłyszysz słodkie „chrum, chrum” wprost do ucha, bo niekoniecznie musi to być Twoja druga połowa. Zanim się przytulisz, sprawdź czy wraz z Tobą nie leży w łóżku niesforna świnka, która tylko czeka na to, aż zwolni się ciepłe miejsce pod kołderką. Egzotyczna świnka jest przebiegła, podstępna, ale rozrywkowa i przyjazna. Nie oznacza to, że nasza królewna się nie złości, bo często jest zła i potrafi ugryźć jak pies. Przekonała się o tym Joanna Krupa, która wraz z ekipą „Top Model” pojechała do gospodarstwa – azylu dla zwierząt, w tym dla świnek wietnamskich i zachciało jej się pieszczot z jedną z nich. Zwierzęciu nie spodobała się jednak taka nadmierna zażyłość z obcą wyperfumowaną babą i świniak sponiewierał gwiazdę.
Zwisłoucha piękność
Nasza Wietnamka ma bardzo duży brzuch, którym szoruje po ziemi, ponieważ nogi ma bardzo krótkie i ugięte. Jest prawdziwym bulajem i swoimi gabarytami przebija wszystkich znanych mi grubasów, których wielkie brzuchy są niczym w porównaniu ze zwisającym brzuchem świnki. Do tego jest niewielkich rozmiarów, w kłębie sięga do 45-50 cm, a waży do 60 kg, a często znacznie mniej (choć świnia Clooneya miała ponad 100 kg). Dlatego zalicza się ją do mikroświnek lub świnek kieszonkowych, ale uważaj podczas zakupu, bo zakupione przez Ciebie maleństwo może rychło okazać się wielką świnią ważącą 100 kg i mieć niewiele wspólnego z niedużym wzorcem tej rasy. W taki sposób kupiłem raz w Berlinie królika miniaturowego, który szybko urósł do rozmiarów barana francuskiego i ledwo mieścił się w swojej klatce. W końcu musiałem zrobić mu prawdziwą zagrodę i od tej pory wielki król mieszkał na balkonie. W przypadku świnki, nawet gdy okaże się naprawdę mała, nie polecam trzymać jej w mieszkaniu w bloku. Chociaż świnki nie stronią od miejskich zakamarków i często są bywalcami komisariatów policji lub klientkami straży miejskiej, bo często uciekają ze swoich przybytków i wałęsają się po osiedlach wśród samochodów, ryją i polegują na trawnikach, jedzą śmieci i wzbudzają zamieszanie pośród miejskiej gawiedzi. Głowa jest mała, zwieńczona małymi i stojącymi uszkami, a między czołem i ryjkiem ma duże charakterystyczne wklęsłe miejsce. Wygląda tak, jakby ktoś przywalił jej w nos łomem i wgniótł tę część ryja. Tak samo prezentował się mój dawny kumpel z Łazarza o ksywce „Maciora”, bo mordę też miał nieciekawą i wklęsłą, a trudnił się okradaniem miejscowych wyrostków z kasy i jedzenia. Świnka wietnamska ma ciemno pigmentowaną skórę, która jest gruba i zwisa fałdami z ciała. Chociaż są też osobniki łaciate. Zwierzęta mają ciemną szczecinę i charakterystyczny grzebień ma karku, tym gęstszy im niższa temperatura je otacza. Mikroświnki mają do dwóch miotów rocznie po 10 prosiąt w rzucie, a dojrzałość płciową osiągają już w wieku 3 miesięcy (u loszek), a u knurków w wieku 2 miesięcy. Chociaż z wiekiem znacząco spada płodność jak i plenność u świnek wietnamskich, więc starsze osobniki nie nadają się do rozrodu. W profilaktyce chorobowej nie stosuje się żadnych szczepień ochronnych, praktykuje się tylko odrobaczanie co pół roku.
Po co ci inteligentny odkurzacz w domu i ochrona ?
Modne stały się dzisiaj odkurzacze, które można zaprogramować tak, że pracują same, gdy nikogo nie ma w domu i czyszczą podłogi w domu ze wszelkiego śmiecia. Ale czy nie prościej sprawić sobie świnkę wietnamską ? Po pierwsze zje wszystko to co uda jej się znaleźć, oczyści każdy kawałek powierzchni, wyżre resztki i wyliże wszystko wokół, a po drugie miękkim i zwisającym brzuchem wyfroteruje Twoją podłogę. Świnka zjada w zasadzie wszystko i pochłania jak prawdziwa żywa śmietniczka, uwielbia resztki obiadowe, odpady kuchenne, wszelkiego rodzaju zielonki, chwasty, suchy chleb, owoce, warzywa, topinambur, kukurydzę, słonecznik, mleko, serwatkę. Uwielbiają też śrutę zbożową, ale lepiej z nią uważać, bo świnka szybko się zatucza, reprezentuje typ smalcowy, więc lepiej postawić na małokaloryczną dietę (warzywa: buraki, brukiew, marchew, owoce i zielsko) oraz ruch (uwielbiają ganiać się w sadzie) i mieć odtłuszczoną wersję świnki. Wtedy jej mięsko upieczone w całości na ruszcie jest wspaniałym przysmakiem kulinarnym, zwłaszcza wtedy gdy świnka zostanie jeszcze zbałamucona przez dzika i urodzi pasiaste mieszańce o mięsie z posmakiem dziczyzny. Świnka jest dobrym strażnikiem i żywo reaguje na niepożądaną wizytę włamywacza. Wyobraź sobie, że bandzior wchodzi do mieszkania, a w nim na kanapie leży sobie świnia w okularach na nosie i popija drinka z popłuczyn po gotowanych ziemniakach. Włamywacz staje jak wryty i gapi się na nią jak urzeczony, a świnka zrywa się na równe nogi i zakrzywionym ryjem wbija mu się w krocze i podrzuca go do góry. Widziałem raz człowieka, który usiłował złapać rozpędzone lochy odsadzone z porodówek do pojedynek na rozrodzie i stał na środku korytarza przepędowego. Jedna z samic potraktowała śmiałka w taki właśnie sposób, a człowiek fruwał w powietrzu jak piórko, a potem spędził kilka tygodniu w łóżku z uszkodzonymi jądrami. Fe ! Aż mnie ciarki przeszły, dlatego Mój Drogi nie zadzieraj ze świnią, nawet z niepozorną wietnamską.
Świnie zeżrą wszystko
Nie miałem do czynienia bezpośrednio ze świnką wietnamską, która zeżre wszystko, ale o tym jaką moc pochłaniania wszystkiego wokół mają świnie, przekonałem się podczas mojej praktyki zawodowej. Było to pewnego dnia w Stanach Zjednoczonych i mój szef na farmie loch przygotowywał ważne zestawienia dla naszego supervisora. Gdy wreszcie był gotów i nadszedł dzień wizyty Bossa na fermie, Robert Carter (mój manager na fermie) nakazał mycie pryszniców, podłogi w szatni i w biurze, ale tak po polsku, czyli naprawdę wszystko było czyściutkie, żeby gość poczuł się milutko od razu po wejściu. Było zaraz po lunchu, podłoga w biurze jeszcze mokra od mycia, a faceci w czerni (men in black) przeganiali loszki reprodukcyjne z budynku, gdzie przechodzą adaptację, do budynku rozrodu. Loszki w wadze około 120-130 kilogramów przeszły już liczne szczepienia i teraz wędrowały do macior, żeby przejąć od nich mikroby i zaaklimatyzować się do warunków na rozrodzie. Fermę stanowiły budynki ułożone szeregowo i połączone dwoma korytarzami biegnącymi wzdłuż całej fermy. Budynek loszek był pierwszy, zaraz przy biurze. W przeganianiu brali udział wszyscy chłopcy: Derrik, Eugene, Jerry i nawet Erwin, który miał to robić bardzo powoli. Każdy brał po 10 loszek i gonił je z boardem do kojca na rozrodzie. Ale wcześniej musieli je wygonić z dotychczasowych kojców, co wcale nie było łatwe. Ja byłem na rozrodzie i przyjmowałem loszki, czyli wpuszczałem je do klatek i zamykałem drzwiczki. Każdy z chłopaków zrobił po dwa kursy i wszystko szło w miarę sprawnie. W końcowej partii jako ostatni szedł Erwin. Gdy Eugene, Jerry i Derrik dawno już dotarli i wpędzili swoje loszki, jego nie było i nie było.
– Chyba miał heart attack – powiedzieli chłopcy, czyli że z pewnością miał atak serca. I uśmiali się od ucha do ucha, bo gość był znanym na fermie hipochondrykiem.
Poszedłem zobaczyć, co tam się, kurna, dzieje ? Zobaczyłem sodomę i gomorę lub totalny burdel na kółkach. Erwin wypuścił wszystkie loszki. Chyba się przy tym bardzo zasapał i ciśnienie poszło mu w górę. Ukucnął i oparł się plecami o pręty klatek. Wybałuszył oczy i rozdziawionymi ustami łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody. Właśnie czekał, aż nadejdzie koniec, wylew albo zawał serca. Loszki robiły, co chciały, wyleciały z budynku na korytarz, a tam ktoś przestawił bramki, którymi steruje się ruchem na fermie. To Sheryll szła do biura napić się wody, zamknęła bramkę, a tym samym drogę na pozostałe chlewnie, i otworzyła na oścież drzwi do biura. Loszki namyślały się tylko chwilę. Obwąchały teren i wparowały do biura, bo innej drogi i tak nie miały. Mogły jedynie wrócić do dogorywającego Erwina, ale nie chciały. Młode maciorki biegały sobie po biurze, ślizgając się na jeszcze mokrej podłodze i przewracały się jak początkujący łyżwiarze na lodzie. Kurcze, cztery nogi mają, a takie niestabilne są. Poprzewracały krzesła, przestawiły stół i wpierniczały wszystko, co zdołały wziąć do ryjów. Świnia niczemu nie przepuści, wszystko musi przeżuć w przepastnej paszczy. Sheryll darła się na nie, coś tam słyszałem fuck i fuck… a świnki właśnie mieliły w ryjach mopa do podłogi, miotełkę, ręczniki, jakieś nylonowe rękawiczki i – o zgrozo! – grafiki Cartera, które musiał zostawić gdzieś nisko w ich zasięgu. Poza tym jadły liczne druki znajdujące się na półkach w szafce stojącej w rogu pomieszczenia, chrumkając i śliniąc się z ogromnego zadowolenia. Druki, jakie używamy w produkcji w budynkach znikały w ich paszczach. Oczywiście załatwiały też potrzeby fizjologiczne na czyściutką podłogę. Dobrze, że Erwin tego nie widział, bo niechybnie dostałby zawału. Na to wszystko z toalety wyszedł Carter, pewnie też sikał albo palił tam ćmika. Nie mógł nie zauważyć tego kwiku i jazgotu, popatrzył na powstałe pobojowisko i zszarzał mimo czarnej skóry. Wskazał na mnie palcem i szukał odpowiednich słów.
– Eee… – usiłowałem coś wydukać.
– Peter, you drive me crazy! – doprowadzasz mnie do szału, a raczej do rozpaczy – krzyknął wreszcie.
Ciekawe, czy Robert miał kopie? Ale gdyby nie miał, to udało mi się wyrwać kawałek kartki z ryja świni. Może uda się coś odtworzyć? Jednak Robert spiorunował mnie wzrokiem i zatrzasnął się w swoim kantorku.
Przeczytaj o Mangalicy: