W końcu Australia to wyspa, ze wszystkich stron oblewają ją wody oceanów, plaż tam dostatek, a i jakaś rafa koralowa też się znajdzie. Rafa koralowa to płytko położona skała, do 50 metrów głębokości, na której osadziły się wapienne szkielety martwych organizmów morskich, choć z wierzchu jest oczywiście żywa, bo królują tam koralowce. Żeby istnieć, rafa potrzebuje słonej i ciepłej wody oraz żeby człowiek trzymał się od niej z daleka.
Słynna australijska rafa koralowa
Jeśli ktoś obudziłby mnie w środku nocy i krzyknął mi do ucha hasło: „Australia”, to po pierwsze dostałby ode mnie papciem w łeb, że śmie mnie budzić, a potem odkrzyknąłbym automatycznie: „Wielka Rafa Koralowa”. Właśnie tak, z nią przede wszystkim kojarzy nam się kraj kangurów. Great Barrier Reef położona niedaleko Brisbane, Cairns, Papui i Nowej Gwinei jest przede wszystkim tropikalną rafą, której powierzchnia dorównuje, a nawet przekracza powierzchnię Polski. To jest dla nas nie do wyobrażenia, bo pomyślmy chwilę o sytuacji, w której wskakujemy do wody pod Szczecinem, a wyjdziemy z niej dopiero gdzieś pod Rzeszowem ! Byliście kiedyś zbyt długo w wannie ? Na pewno jako dzieci podczas zabawy w wodzie, albo w intymnej sytuacji z partnerem lub partnerką…ups…może nie będę wchodzić na ten grząski grunt, no i nie pisuję dla „Playboya”. W każdym razie skóra pod wpływem wody robi się marmurkowa, pomarszczona i odmoczona, wygląda się w niej jak stuletni staruszek po liftingu. Jeśli chciałbym przepłynąć całą rafę wzdłuż, postarzałbym się podczas tego manewru z szybkością światła i z pewnością wyrosłyby mi skrzela. Ale czasem taka sytuacja może być nieodzowna. Czytałem o małych australijskich biurach turystycznych, które organizują wyprawy stateczkami na wielką rafę dla turystów (z brzegu nie jest dostępna). Znając australijski luz, łatwo mi było uwierzyć, że zdarzało się, że przy wyjściu z wody na pokład statku, nie policzono wszystkich turystów i czasem jakiś został w oceanie na zawsze. W jednym przypadku zorientowano się dopiero po dwóch dniach, że trzech Niemców dryfuje gdzieś na oceanie. No cóż, ich szkielety zostaną wbudowane w rafę i tyle. Wielka Rafa Koralowa jest typu barierowego czyli położona jest daleko od brzegu i ciągnie się pasem o długości 2.000 km przez ocean, tworzy więc barierę widoczną nawet z kosmosu.
Ruchome piaski
Niedawno czytałem artykuł o tym, że australijski rząd zezwolił na wywóz piasku i mułu pochodzących z pogłębiania plaż na wschodnim wybrzeżu i zrzut tego wszystkiego na Wielką Rafę Koralową. Oczywiście wywołało to oburzenie ekologów, co mnie trochę zadziwiło, że Australia – ekologiczny kraj ma problem z ekologami. Póki co zostawmy na razie Wielką Rafę Koralową, bo tam dopiero będę, no i nie chciałbym dostać kupą mułu w twarz podczas nurkowania.
Welcome to Ningaloo Reef
Zachodnie wybrzeże też ma swoją rafę – „Ningaloo” (1.400 km na północ od Perth) nad Oceanem Indyjskim, choć nie jest tak sławna jak ta tropikalna ze wschodniego wybrzeża, cieszy się też olbrzymim powodzeniem. Ningaloo jest łatwiej dostępna od rafy na wschodzie kraju, wystarczy wejść do wody i zanurzyć się z rurką i maską, a nieznany, przedziwny i podwodny świat mamy w zasięgu ręki. Żeby go doświadczyć pojechaliśmy właśnie w trójkę do Coral Bay, niedaleko Exmouth – miejsca o które zabijają się Australijczycy i z dużym wyprzedzeniem rezerwują tam miejsca noclegowe. Miejscowość turystyczna nie narzeka na brak frekwencji, ale w Australii stawia się na naturę i tamtejsi decydenci nie lubią za bardzo rozbudowywać takich miejscowości, bo wtedy nie będzie już taka sama. W Polsce nastawialiby zaraz miliony budek z goframi, frytkami, smażalniami ryb, zasmrodziliby i zabetonowaliby okolicę, a przy plaży sprzedawano by kolorowe lumpy i jakieś graty. Po plażach zawalonych parawanami chodziliby śmieszni ludkowie z okrzykami: „lody, lody dla ochłody !” Tutaj nie ma o tym mowy. Zatem rozbiliśmy nasze namioty i zaznaliśmy trochę kempingowego życia, smażenia steku w kempingowej kuchni, a przede wszystkim kąpieli w oceanie na różne sposoby. Jednak żeby pływać, trzeba było najpierw wejść do wody, a gdy tylko tego dokonaliśmy, natychmiast dopadała nas sfora ryb.
Całymi ławicami brylowały w płytkich wodach i oczekiwały, że będziemy je karmić resztkami z obiadu lub śniadania. Jeśli nic dla nich nie mieliśmy, a nadal staliśmy w wodzie, ryby były tak bezczelne, że raz po raz ugryzły nas w łydkę, jakby dawały ostrzeżenie: „halo, jesteśmy tutaj ! Dawaj prowiant i wchodź albo spadaj koleś”. Zupełnie jak moje świnie w kojcu, równie bezczelne. Wiem co mówię, bo jestem zootechnikiem i świnia bez żenady wymusi na Tobie haracz.
Okrętuję się na stateczku
Będąc w Coral Bay wykupiłem sobie całodniową wycieczkę w ocean wraz ze snorkingiem. To najlepsza droga, żeby zażyć trochę oceanicznej przygody tak znienacka, bez przygotowania, choć imprezka kosztuje ponad 260 australijskich dolców. Niedużą łodzią wywieziono nas w ocean i zrzucano w różnych miejscach, żeby poobserwować podwodne życie. Po drodze można było zaobserwować delfiny brylujące w wodzie.
Opiekowały się nami dwie miłe panie, które wchodziły z nami do wody i jeden Hindus, który omawiał procedury na łodzi, w tzw. międzyczasie. Gość mógłby zagrać w jakimś filmie Barei, miał specyficzny styl i humor, ze stoicką miną i czerwoną kropką między oczami uprawiał sobie małe żarciki.
– Jak zobaczycie w wodzie jakieś rekiny…to wracajcie na łódkę, jak najszybciej – tłumaczył, a potem zawiesił głos i dodał: „ jeśli zdążycie..”. Ale spokojnie, mam dla Was czarne worki – śmiał się.
– Ale rekiny mają tutaj sporo ryb, mają dość pokarmu – zaoponował ktoś z nas, żeby dodać sobie otuchy.
– No…ale Ciebie znacznie łatwiej złapać, zapewniam – odpowiedział Hindus.
Potem nie wiem dlaczego, ale mówił do mnie: „Peter wchodzi pierwszy…ma czerwone kąpielówki, ściągnie na siebie uwagę rekinów”. Żartowniś. Ale nawet byki nie rozróżniają przecież koloru czerwonego, tak samo rekiny, ale i byki i rekiny reagują na ruch, a te ostatnie dodatkowo na krew.
Sharki na rafie
Potem dodał jednak, że rekiny raczej uciekną niż nas zaatakują, ale powinniśmy trzymać się w grupie, rekiny nie lubią atakować frontalnie, ale raczej wybierają sobie ofiarę ze stada. Poza tym rekiny przebywające na rafie nie są groźne. Przypływają tutaj na kilkudniową odnowę biologiczną. Pływają dookoła korala i otwierają paszczę, a różne rybki i żyjątka oczyszczają im zęby oraz skórę, a w zamian za grzebanie w ich gębie rekiny nie zjadają swoich kosmetyczek. Jednak z nami takiego paktu nie miały, hasło: „nie tykać chudych Europejczyków” ich nie obowiązywało.
Rekiny są wszędzie, nieustannie wędrują z południowego wybrzeża Australii na północ, wzdłuż zachodniej granicy lądu, mijają Perth i Coral Bay i płyną aż do Exmouth, a potem wracają. Taką mają robotę, a przy okazji zjedzą sobie jakiegoś surfera od czasu do czasu. W Australii co roku rekiny zabijają od 10 do 12 osób, co nie jest powalającą liczbą, ale kąpiąc się na różnych plażach, wybierałem sobie miejsca, gdzie pluskało się dużo dzieci, bo tak poradzili mi miejscowi przy kielichu. Dlaczego ? Bo rekiny atakują zawsze małe foczki w pierwszej kolejności ! Ale spokojnie, australijskie rodziny mają naprawdę dużo dzieci, trójka, czwórka i piątka nie należy do rzadkości. A tak już na serio, to jednak będąc w oceanicznej toni, warto raz po raz się obejrzeć dookoła, co mamy za swoimi plecami, czy nie ma na pewno za nami jakiegoś rekina ? Jeśli tak, to wtedy pozostaje nam tylko zapytać się go czy woli nas zjeść z ketchupem czy z sosem chili, a potem się przeżegnać. Ale mnie o wiele bardziej zdziwiłaby sytuacja w której za moimi plecami w oceanicznej toni zobaczyłbym mojego komornika ścigającego mnie z Polski i który zapytałby mnie: „Panie Piotrze, płacimy ten mandacik ?”. Cholera, dlaczego nie pożarły go rekiny ?
Piękne, oceaniczne życie pod wodą
Widoki pod powierzchnią wody były fantastyczne, korale dookoła nas rozstawiały swoje ramiona ku górze, do promieni słońca rozlewających się w warstwach wody i tworzących ciepłą poświatę. Barwa korali była niebieskawa, a nie tak biała jak po użyciu środków wybielających, a tym właśnie charakteryzuje się Wielka Rafa Koralowa, która bieleje z roku na rok i po prostu ginie. Okazuje się, że powodem są zmiany klimatu i prąd El Nino, które powodują, że woda jest za ciepła. To odstrasza glony żyjące w symbiozie z koralowcami i one się wynoszą pozostawiając koralowce same bez pożywienia. Korale miały jedzonko dzięki glonom, które przeprowadzały fotosyntezę, a teraz kicha. Glony jednostronnie wypowiedziały umowę o współpracę. Ale wracając na żywą jeszcze rafę Ningaloo, to tysiące różnych rybek, wszelkich kształtów i maści pływało między nami, łypiąc okiem na dziwnych przybyszów i w ogóle się nami nie przejmowały, nie uciekały i nie bały się. Ale gdy usiłowałem dotknąć je palcem, w ostatniej chwili zmieniały kierunek pływu. Miały nad nami pełną kontrolę. Z każdego zakamarka wyłaniała się jakaś dziwna ryba jak na filmie: „Finding Nemo” i zdawała się mówić: „ to mój teren, czego tu chcesz ?”.
Niektóre ryby pływały w ławicach po kilkaset sztuk, ciekawe jak one pilnują porządku w swoim szyku ? A gdy któraś znalazła coś dobrego do zjedzenia na koralu, zaraz zlatywali się pobratymcy jak kurczaki do kwoki, która wygrzebała im ziarenko z piasku i zaczynała się „imprezka”.
Żółwie i manty
Po jakimś czasie zmieniliśmy nasz akwen i pod wodą oglądaliśmy z kolei żółwie – Green turtles.
W grudniu i styczniu składają na plażach miliony jaj, a w kwietniu wylęgają się z nich małe. Niestety przeżywa tylko 3-5% z nich, gdyż do brzegu przypływają wszelkiej maści drapieżniki, doskonale wiedzą, że stół będzie dobrze zastawiony żywym żółwim mięskiem. Skorupki żółwi wcale nie będą im przeszkadzać w uczcie, gdy utkną gdzieś w ich zębiskach, bo od tego są wykałaczki. Ocean i słońce kojarzą się nam z wakacjami, sjestą, a tak naprawdę odbywa się w nim nieustanna rzeź niewiniątek, wszystkie stworzenia usiłują pożreć siebie nawzajem i są bezwzględne w walce o przetrwanie. Potem cała nasza ekipa wypłynęła szukać mant – dużych planktonożernych płaszczek z rozpiętością „skrzydeł” do 4-5 metrów i rekina wielorybiego, też zjadającego plankton.
Użyto do tego samolotu, który z góry wyszukiwał obiekty w wodzie i przekazywał współrzędne na statek. Po przybyciu na miejsce żerowania mant i rekinów, panie przewodniczki wskakiwały do wody, a my za nimi. Wtedy gapiliśmy się na te duże zwierzęta, które ocierały się nam prawie o twarz. Manty – chluba Australii, wykonują „beczki” czyli pływają po okręgu góra-dół i często dokonywały zwrotu tuż przed moją facjatą.
Przy mantach pływa zawsze gwardia przyboczna czyli inne ryby i dokonują zwrotu w tym samym momencie w którym robi to manta. Ale skąd one wiedzą kiedy należy skręcić ? Doskonale koordynują swoje ruchy, wygrałyby wszystkie olimpiady w zakresie pływania synchronicznego. No, dziwa były Panie, wielkie dziwa. Proceder z mantami był taki, że Pani w wodzie wyszukiwała odpowiednią sztukę, dawała znak podniesioną pięścią do góry, a wtedy wszyscy mieliśmy płynąć do niej i podziwiać jej mantę. Ja jednak znalazłem sobie swoją (pływają w grupach po 3-4), po co miałem się tłoczyć z tymi wszystkimi ludźmi ? Poza tym Pani niepotrzebnie odwracała moją uwagę od przyrody. Była młoda, kilka miesięcy przebywała na słońcu i w wodzie, skórę miała całą oliwkową, długie i czarne włosy, które w wodzie układały się jak grzywa, długie profesjonalne płetwy i gdy tak w wodzie zawisała (często schodziła 3-4 metry w dół robiąc podwodne zdjęcia dla nas), skąpana w promieniach słońca, wyglądała jak syrena, zjawa…nie wiedziałem czy gapić się na nią czy na mantę ? I kto tutaj jest piękniejszy ? Już tego nie rozstrzygniemy.
Przeczytaj o innych zwierzętach Australii: