Wyspa Chrissi.
Co to jest wyspa Chrissi ? To mała wysepka zlokalizowana 15 km od Krety, o długości 5 km i szerokości 1 km. Nietrudno wyliczyć sobie, że ma powierzchnię 5 kilometrów kwadratowych. Ma w swoim menu tzw. złotą plażę czyli Golden Beach. Gdy panuje dobra pogoda, temperatura jest tutaj nawet wyższa niż na Krecie, żar po prostu leje się z nieba, a nie ma palm jak na Vai, żeby się schronić. Woda ma cudowne kolory, jak na Balos, nawołuje człowieka, aby skoczyć w morską toń. Na Chrissi przyjeżdżają różne laski, zajmujące się modą, urodą i tymi podobnymi rzeczami. Cały dzień pozują do zdjęć na leżakach jak księżniczki Monaco, a potem w wodzie, aż wreszcie zamieszczają wszystko na swoim blogu. Kolejna destynacja odfajkowana. Na końcu stwierdzają, że inne plaże i wyspy są lepsze. O nie ! Chrissi, ja Ciebie nie zdradzę jak one, jesteś piękna, a podchodzę do Ciebie uczuciowo. A ja też zrobię sobie fotki i rzucę je na bloga, bo czemu ni ?
Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje..
Jest takie powiedzenie, chociaż akurat nie lubię zrywać się wczesnym porankiem z ciepłego i miękkiego wyrka, a w zamian wolę posiedzieć do późnego wieczora. Ale tego dnia obudziliśmy się właśnie o świcie i mieliśmy zacząć zbierać się na wycieczkę na wyspę Chrissi. Tymczasem nad Kretą od kilku godzin szalała burza według takiego samego scenariusza jak w Polsce: ostre błyski rozświetlały nocne ciemności, a potem huk grzmotu wstrząsał powietrzem. Do tego wiatr miotał na ziemię strugi deszczu i targał firankami w naszych oknach jakby chciał je wyrwać. No nie…przecież nie pojedziemy na wyspę, która jest niczym nie osłonięta i nie będziemy siedzieć w tym deszczu i wystawiać się na uderzenia piorunów ! No way ! Szybko położyliśmy się na drugi bok. Ale drugi wewnętrzny głos kazał nam się zbierać i mówił nam: „spoko, burza minie, a Chrissi będzie fajną przygodą”.
No i tak zrobiliśmy, mimo burzy spakowaliśmy nasze manele i szybko opuściliśmy nasz pokój. Od razu nadmienię, że nasz głos miał rację, bo po dotarciu na wyspę przejaśniło się, zza chmur wyszło słońce, a burza przeminęła z wiatrem. Ponieważ 80% turystów postanowiło tego dnia pozostać w domu, więc okazało się, że cała wyspa była tylko dla nas i kilku śmiałków, którzy przybyli na nią tego dnia wraz z nami. Na szczęście wspomnianych lasek wśród nich nie było. Zatem w naszym przypadku powyższe powiedzenie można zakończyć tym, że w zamian za wczesne wstanie z łóżka i za odwagę, nasz Stwórca podarował nam na chwilę swoje dzieło na własny użytek.
Ierapetra otwiera swoje podwoje
To największe miasto położone na Krecie południowej i najdalej wysunięte europejskie miasto na południe. Jest bardzo blisko Afryki Północnej, więc podobno w mieście można poczuć wiatry znad Afryki. Do miasta dotarliśmy autobusem, który w okolicy miasteczka Agios Nikolaos odbił na południe. Ierapetra to typowo turystyczny ośrodek, który otrzepał się właśnie po strugach deszczu, jak zmoknięty ptak, który przetrwał burzę w koronach drzew i budzi się do życia. Nadmorski pasaż zapełnił się turystami, knajpki otworzyły swoje podwoje, a ktoś wypuścił papugę arę, która fruwała między głowami turystów. Miasto miało swoje ogromne znaczenie jako śródziemnomorski port, zwłaszcza w czasach rzymskich, w mieście są też pozostałości po Wenecjanach – tak samo jak w innych miastach Krety – ale wszystko zostało prawie zniszczone w XVIII wieku przez trzęsienie ziemi.
Podczas kampanii egipskiej spał tutaj Napoleon. A jak spał to na pewno mył tutaj też zęby i sikał. Ierapetra jest portem wypadowym na wyspę Chrissi. Wsiedliśmy więc na prom, który odpalił swój ogromny silnik, a ten wprowadził wielkie metalowe cielsko statku w drgania podniecenia. A potem ruszył i popłynął.. hen.. w morze, w kierunku Chrissi. Pomimo, że deszcz wyraźnie ustępował niewielu turystów odważyło się płynąć na Chrissi. W końcu po wylądowaniu będzie tam trzeba spędzić kilka godzin do powrotu i w razie nawrotu burzy nie ma zmiłuj się. Nie ma gdzie się schować, wyspa jest płaska i dzika, nie zamieszkała. Może jakąś dziką kozę uda się zaobserwować i tyle. Nie wolno na wyspie spać, rozbijać namiotów, palić ogniska, oglądać TV, jarać trawę, uprawiać seks…nie wolno !
Złota wyspa Chrissi
Może i jest złota, ale przede wszystkim jest kamienista.
Na pewno jest piękna i powabna, a panuje na niej klimat trochę afrykański z bardzo niską i skąpą roślinnością. Leżeliśmy więc i kulaliśmy się po piasku lubując się przestrzenią wokół nas, a na brzegu widać było stosy różowych muszelek. Po leżeniu można było sobie pospacerować po całej wyspie w różne strony, a także poskakać po kamienistym brzegu i uciekać przed nacierającymi falami. W trakcie spaceru natknęliśmy się na jakieś pozostałości po pasterzach kóz lub dzikich lokatorach.
Na koniec wylegiwaliśmy się na leżakach bez żadnej opłaty, bo nie miał kto jej zbierać i bez konkurencji, bo turystów było tylu ile kot napłakał. Szkoda, że drinków nie miał kto roznosić.
No i tak trwało to przez kilka godzin, a potem wróciliśmy na Kretę.
Wniosek z tego wpisu jest taki, że nie zawsze trzeba przejmować się złą pogodą, ale realizować plan. Czasem można na tym umoczyć, ale czasem wygrać. Poza tym jeśli jesteś na Krecie, która też przecież jest wyspą, nie zapomnij o drugiej wyspie – Chrissi na południu. Niektórzy zastanawiają się czy w ogóle warto tracić dzień na wypad na Chrissi, Kreta ma w końcu wiele atrakcji, ale jak tam nie popłyniesz toś trąba !
Na północy jest z kolei Santorini, więc Kreta jawi się jako doskonała baza wypadowa na obie te wyspy, więc postaraj się uwzględnić je w swoim planie.
Zapraszam na Santorini: